niedziela, 18 listopada 2012

39 Rozdział

,,Miłość- jest tak wiele definicji,   
ale dla nas jest ważna tylko jedna:
                                                                                                                                          MY!"

Esme:

    Wyjrzałam przez okno. Koszmar się zbliżał. Pod nasz dom podjeżdżało mnóstwo aut, co chwila, przez co poczułam, jakby skręcał mi się żołądek, co w moim przypadku było absurdalne; jestem przecież wampirem. 
    Poczułam, jak ktoś przejechał delikatnie dłonią po moich plecach. Carlisle. Szedł do drzwi, by przywitać gości. Wiedziałam dobrze, że sama też to muszę zrobić, lecz coś mnie przykuło do podłogi, przez co nie mogłam się ruszyć. Byłam całkowicie zdołowana.
    Usłyszałam jakieś głosy w salonie. Podskoczyłam, jak oparzona.
    Słyszałam, jak wszyscy się witają i mówią, jak dawno się nie widzieli. W tej chwili miałam wielką ochotę na to, aby uciec - wyskoczyć przez okno i biec tak daleko, by nikt nie mógł mnie znaleźć. Nie chcę, by ktoś wiedział, że tak bardzo się boję tego, co o mnie pomyślą, czy mnie zaakceptują. Wpatrywałam się tylko pusto w framugi drzwi, oczekując, jak pierwsze osoby wejdą, by przywitać narzeczoną ich przyjaciela. Tak - byłam tylko dla nich narzeczoną, wampirzycą do której Carlisle żywił prawdopodobnie jakieś uczucie, nic więcej.
    Jęknęłam cicho ze smutku. Moje oczy stałe się suche; płakałam. Nie mogłam nikomu pokazać, że jestem słaba. Nie mogłam, powtarzałam sobie, to cały czas w głowie.
    Usłyszałam delikatne kroki, niedosłyszalne dla ludzkie ucha. Do pokoju weszły dwie kobiety. Miały długie, czarne włosy związane w warkocz i srogie miny. Posłałam im tylko ciepły uśmiech, na co one równo kiwnęły głową na powitanie.
    Mój narzeczony podszedł do mnie. Stanął obok. Uśmiechał się. Był to chyba dobry znak.
   - A oto moja ukochana, Esme. - Objął mnie w tali. - Esme, to Zafrina i Senna. - Wskazał na każdą z osobna.
    Amazonki, przeszło mi przez głowę.
   - Witajcie. - Ponownie się uśmiechnęłam. - Miło mi was poznać.
     Kiwnęły tylko znacząco głową. Carlisle wskazał im na dużą sofę, lecz one odmówiły.
    - Jeżeli pozwolicie, to wypakujemy się. - Zafrina miała szorstki głos, tak jak przystało na prawdziwą wojowniczkę, na którą wyglądała.
   - Naturalnie. Edward wskaże wam wasze pokoje. - Posłał im uśmiech, który jednak nie odwzajemniły. Carlisle'a jednak to nie odtrąciło; najwyraźniej był do takiego zachowania z ich strony przyzwyczajony. - Większość naszych gości zatrzymała się w hotelu, lecz również na liście znajdują się ludzie, więc chcę mieć pewność, że nikt ich nie zaatakuje.
   - Carlisle, czyżbyś nas nie znał? Bądź spokojny. Każdy wyjdzie stamtąd żywy, przynajmniej z naszej strony. - Uśmiechnęła się bardzo szybko, a potem znikły. Poszły obie za Edwardem.
    Jeszcze cała w nerwach, przytuliłam się do Anioła. Gładził mnie delikatnie po plecach. Czułam jego ciepły oddech na mojej głowie. Składał pojedyncze pocałunki na moim czole. Czułam się w jego ramionach, jak jedyna kobieta na świecie, która otrzymała od losu coś najwspanialszego. Ktoś podarował mi gwiazdkę z nieba - taką, której każdy pożądał, lecz nie mógł jej zdobyć. Jednak mi się udało, co było tak niemożliwe, że aż nierealne.
    Otworzyłam, dotąd zamknięte, oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko było ułożone tak, jak zawsze. Porządek panował w całym domu. Dzięki moim wyostrzonym zmysłom mogłam zobaczyć nawet najmniejszą drobinkę kurzu, przez co nasze mieszkania wyróżniało się na tle innych. Wiem dobrze, że wiele kobiet dba o to, by nie było bałaganu, lecz nie mógł się równać z tymi, gdzie znajdowały się jakiekolwiek wampiry... no, przynajmniej wampirzyce! Zaśmiałam się w myślach. Za życia również dbałam o dom, ale nie tylko z mojego powodu, lecz także Charles życzył sobie, by było zawsze czysto, gdyż ktoś niespodziewanie mógł się zjawić. Jednak tak nigdy nie było. Mój były mąż nie miał wielu przyjaciół, jedynie zawsze pił z kim popadnie, szczególnie z ulicznymi pijakami. Okropne wspomnienia zaczęły mnie dopadać w tak pięknej chwili.
   - Coś się stało, kochanie? - ,,Kochanie", jak pięknie to brzmiało, wypowiedziane w jego ustach.
   - Nie, nic. Po prostu przypomniała mi się moja przeszłość, ale wszystko już dobrze, naprawdę. - Patrzyłam teraz na jego koszulę, którą zaciskałam w dłoniach.
   - Może się przejdziemy? - spytał.
   - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Mamy gości i... - Poczułam na wargach, jego usta. - Idziemy!
    W pokoju rozszedł się jego dźwięczny śmiech. Objął mnie w pasie, po czym wyszliśmy z mieszkania.
    Pokierowaliśmy się w stronę lasu. Nie chcieliśmy napotkać naszych sąsiadów, którzy zaczęliby nas wypytywać o to, czy nie jest nam zimno. Nie wzięliśmy żadnego nakrycia, gdyż było na nie tyle co zbędę, lecz nie mieliśmy na to czasu. Czym szybciej byliśmy sami, tym lepiej.
    Mój Anioł obejmował mnie w pasie. Milczeliśmy, lecz ta cisza była rozkoszą. Pewnie to śmieszne, bo prawie w każdym romansidle musi być tekst, że szli w ciszy, ale ta cisza mówiła więcej niż tysiąc słów, jednak taka była prawda.
    Kochałam go, on kochał mnie i to nam w zupełności wystarczało.

______________

Przepraszam za taką długą przerwę, ale w moim życiu dużo się działo. Rozdział dedykuję .Dark.Paradise.. Dziękuje ci za twoje pobudzające teksty. ;d Czekam do jutra. Musimy dokończyć to opowiadanie! ;d