wtorek, 28 sierpnia 2012

30 Rozdział

Esme:

   - Podoba mi się - wyszeptałam i musnęłam wargi mojego Anioła. On tylko się uśmiechnął i objął mnie w tali. - Na początku się martwiłam, że gdy ty i Edward pójdziecie kupić farbę, to źle wybierzecie, ale jednak się myliłam! - Carlisle spojrzał na mnie z udawaną, oburzoną miną.
    Carlisle i Edward wybrali się do sklepu, by kupić farbę w kolorze oliwkowym do jadalni. Chciałam również iść, bo byłam pewna, że źle wybiorą, lecz oni upierali się przy swoim, więc nie poszłam, tylko zostałam w domu i owinęłam wszystkie meble i przedmioty, które znajdowały się w pomieszczeniu.
   - Nie ufasz mi? - Mój ukochany uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
   - Nie. - Rozpromienił się. - Nie ufam wam obu - zaśmiałam się i poszła do salonu, gdzie Edward siedział i czytał jakąś książkę.
    Spojrzał na mnie kątek oka i usłyszałam od niego: ,,słyszałem!" i ponownie zanurzył się w swojej lekturze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wzięłam do ręki słuchawkę telefonu. Ktoś dzwonił, lecz Edward nie odbierał. Czyżby wiedział, kto taki dzwoni?
    Popatrzyłam na niego, lecz on nie odrywał wzroku od książki, chodź i tak wiedział o czym myślałam sekundę temu.
   (E): Halo?
   (T): Carlisle? - W słuchawce usłyszałam piskliwy, kobiecy głos. - To ja! Tanya!
   (E): Nie, to nie Carlisle. Ale mogę go da... - Nie dokończyłam zdania, bo poczułam, jak czyjeś ręce obejmują mnie w tali. - Dać go?
   (T): To ty... Esme, tak?
   (E): Tak. - Mój ukochany lekko się kołysał, a przez to że byłam w jego ramionach, sama też się kołysałam.
   (T): Przekaż Carlisle'owi, że jutro będziemy i pozdrów ode mnie Edward'a! - I się rozłączyła.
    Dobrze wiedziałam, że Carlisle słyszał całą naszą rozmowę, więc nie musiałam mu nic mówić.
    Gdy Tanya wymawiała imię Edward'a, słychać było, jak się rozpływa. Nie wiedziałam za bardzo o co chodzi, lecz mogłam tylko przypuszczać, że jest w nim zakochana.
    Spojrzałam na miedzianowłosego, który jęknął i oparł głowę o oparcie fotela. On chyba za nią nie przepada...
    Odwróciłam się na pięcie w stronę mojego narzeczonego i pocałowałam go namiętnie, trzymając za kołnierzyk i przybliżając do siebie. On nie puszczał mojej tali, lecz zaraz się od siebie cofnęliśmy, ponieważ przypomnieliśmy, że w tym pokoju jest Edward.
    Poszliśmy do swojej - jak to pięknie brzmi! - sypialni. Anioł cały czas mnie obejmował. Usiedliśmy na łóżku. Carlisle trzymał moją prawą dłoń prawą, a lewą obejmował mnie. Na jego twarzy ślinił przepiękny uśmiech, który tak kochałam. Wtuliłam się w niego, a on przycisnął mnie do siebie. Byłam szczęśliwa!
    Mój ukochany gładził kciukiem wierzch mojej dłoni. Czułam na głowie jego ciepły oddech.
    Tyle złego spotkało mnie w życiu, lecz po śmierci spotkało mnie szczęście i sens mojego życia. Od szesnastego roku, kiedy spadłam z drzewa, złamałam nogę i trafiłam do szpitala, gdzie po raz pierwszy ujrzałam Carlisle, to nie odchodził od moich myśli. Zawsze w mojej głowie gościł on. Gdy kładłam się spać, myślałam tylko o tym, jak by to było go spotkać. Moje marzenia się spełniły...
   - Ja też nie mogłem cie zapomnieć. - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wypowiedziałam to wszystko na głos, lecz ,,go" zmieniłam na ,,cię", ,,ciebie" i ,,ty". - Kiedy sobie przypomnę tą dziewczynę, której uśmiech z ust nie schodził. Zawsze była miła dla każdego. Patrzyła na świat optymistycznie.
   - Niestety po kilku latach to się zmieniło - westchnęłam.


    Poczułam na swojej twarzy promyki słońca. Całą noc spędziłam w ramionach mojego ukochanego. Nic nie mówiliśmy, ale nam to nie było potrzebne - wystarczała nam swoja obecność.
    Ktoś zapukał do drzwi. Odskoczyliśmy od siebie, jak oparzeni. Carlisle powiedział ,,proszę" i do pokoju wszedł Edward. Miał przerażoną minę. Nie miałam pojęcia, co mogło się stać, więc patrzyłam na niego i czekałam na wyjaśnienie.
   - Dzwoniła Tanya - powiedział to zrozpaczonym głosem. - Będą za kilka godzin. Powiedziała, że od trzech do pięciu. Uciekamy teraz, czy przed tym, zanim przyjadą?
  - Edward! - Carlisle spojrzał na niego srogo. - To że Tanya coś do ciebie czuje, to nie znaczy, że musisz ją od razu odpychać! Bądź chodź raz dla niej miły.
  - Zobaczę, co da się zrobić - westchnął i wyszedł z pokoju ze spuszczoną głową.
   Teraz zrozumiałam o co chodzi. Tanya, tak jak myślałam, była zakochana w Edwardzie, lecz bez wzajemności. Po jego głosie i zachowaniu, wywnioskowałam, że czuje do niej tylko czystą nienawiść i niechęć.
    Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
   - Chyba trzeba posprzątać. - Spojrzałam na mojego ukochanego, który również wstał i objął mnie w pasie.
   - Ale po co? Nie widzę tu nic, co by znaczyło, że jest brudno! - Zaśmiałam się i pocałowałam go.
   - Jesteś wampirem, a nic nie widzisz? - Spojrzałam na niego rozbawiona.
   - Trudno cokolwiek zauważyć, gdy cały czas, kochanie, sprzątasz!
   - Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? - Wyszłam z pokoju  pokierowałam się do schowka, skąd wyjęłam środki czystości.
    Szczerze, to nawet lubiłam sprzątać. Było to dla mnie odprężające i dawało czas do przemyślenia różnych spraw. A jakie były te ,,różne sprawy"? Nie miałam pojęcia, jak mam się zachowywać przy Denalach. Carlisle i Edward znali ich już, lecz ja nic o nich nie wiedziałam. A jeżeli mnie nie polubią i będą się ze mnie śmiać? Wszystko było możliwe i wszystkiego się obawiałam!
    Chciałam już wszystko mieć za sobą, to całe poznawanie się. Wiem, że miało przyjechać mnóstwo przyjaciół-wampirów Carlisle'a, a ja żadnego z nich nie znałam, nawet ich imion! To był istny koszmar. Wszyscy będą chcieli mnie na pewno poznać. Przecież niedługo będę panią Cullen! Niesamowicie to brzmiało, ale niestety nawet to mnie nie uspokoiło. Bałam się tego wszystkiego, jak nie wiem co, lecz nie chciałam niczego mówić Aniołowi; nie chciałam go niczym martwić.
    Edward mógł już wyczytać to w moich myślach, ale miałam nadzieję, że niczego nie powie Carlisle'owi.
    Zabrałam się za sprzątanie. Zaczęłam od kuchni, a skończyłam na pokoju gościnnym, w niecałe dwier godziny.

______________________

    Dedykuję ten rozdział wam wszystkim! Liczę na masę komentarzy, ponieważ mam do was pytanie. Zbliża się rok szkolny i będę miała mniej czasu na pisanie, więc (pomimo tego, że są jeszcze wakacje) kolejny rozdział pewnie dodam dopiero w roku szkolnym, ponieważ chcę napisać przynajmniej 5 rozdziałów w tym tygodniu, a potem dodawać je w każdy weekend, a w tygodniu starać się pisać po jednym rozdziale. Pasowało by wam takie coś, jeżeli zrozumieliście o co chodzi?

piątek, 24 sierpnia 2012

29 Rozdział

Carlisle:

    Moja ukochana oderwała się od Edwarda i wtuliła we mnie. Objąłem ją w pasie. W jej oczach widziałem tyle szczęścia, lecz nie dziwiłem się jej. Sam byłem radosny. Mój syn wrócił, jednak zaniepokoiły mnie jego oczy. Esme najwyraźniej też zwróciła uwagę na ich kolor; były krwisto czerwone.
   - Cieszę się, że jesteś. - Weszliśmy do salonu.
   - Piękny dom. - Edward rozglądał się po całym mieszkaniu. Usiadł na fotelu, a ja z Esme na sofie. Mój syn posmutniał - było to wyraźnie widać.
   - Na pewno zauważyliście już moje oczy - co niestety bardzo dobrze widać. Przepraszam was za to i przestańcie zagłuszać swoje myśli! To niepotrzebne. Chciałem się jakoś wytłumaczyć. - Przełknął ślinę. - Starałem się zabijać tych ludzi, którzy byli zabójcami. Sam zabijałem, ale ocaliłem wiele niewinnych osób! - Zakrył twarz dłońmi i odchylił ją do tyłu. - Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło! - Popatrzył na Esme, a potem na mnie. - I przyjmuję do wiadomości, że możecie mi nie wybaczyć...
    Moja narzeczona spojrzała na mnie, a następnie na niego. Wstała i podeszła do niego. Kucnęła obok i popatrzyła w jego oczy, a on w jej.
   - Jakbyśmy mogli ci nie wybaczyć? - W jej głosie było słychać matczyną troskę. - Martwiliśmy się o ciebie, ale nigdy nie dalibyśmy cię odrzucić! Jestem tego pewna. - Położyła dłoń na jego kolanie. - Nie powinieneś tak myśleć! Kochamy cię, Edwardzie! - Wstała i go przytuliła, co on chętnie odwzajemnił. - Nie masz prawda tak więcej myśleć!
   - Postaram się - wyszeptał.
    Podszedłem do nich. Moja ukochana oderwała się od Edward'a. Objąłem ją obiema rękami w pasie. Uśmiechnęła się. Ja i mój syn zrobiliśmy to samo.
   - Może lepiej porozmawiamy o tym, co trzeba będzie zmienić w tym domu, co? - Popatrzyła na mnie.
   - A coś jest nie tak? - Zmrużyłem oczy.
   - Nie, nie tak dużo... Tylko... - Edward parsknął śmiechem. - Jadalnia jest zbyt ciemna, łazienki się niczym nie różnią, a w korytarzu u góry zmieniłabym dywan.  - Otworzyłem szeroko oczy, a Esme popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem. - Mam nadzieję, że cię nie uraziłam... - Po jej minie można było stwierdzić, że żałowała tego, co powiedziała.
    Edward wyszedł ze salonu, a ja przechyliłem Esme. Jedną ręką podtrzymywałem ją na plecach, a drugą ściskałem jej dłoń. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
   - Nie wiem, czy dam radę się obrazić, szczególnie na kogoś tak niesamowitego. - Pocałowałem ją namiętnie w usta, a ona odwzajemniła to z wielką pasją. W drzwiach ujrzałem Edwarda, więc oderwałem się od ukochanej. W oczach syna ujrzałem wielki smutek. Chciałem mu jakoś pomóc, lecz nie potrafiłem. Nie znalazł jeszcze tej jedynej, ale wierzyłem w to, że ktoś taki istnieje lub będzie istnieć. Mój syn jednak już stracił najwyraźniej nadzieję.
    Czasem się zastanawiałem, czy dobrze zrobiłem przemieniając go w wampira. Fizycznie ma tylko siedemnaście lat, ale jest, jak na swój wiek bardzo dojrzały. Marzyłem o tym, aby i on znalazł drugą połówkę. Nie chciałem, aby czekał na ta jedyną tyle ile ja na moją księżniczkę. Sam nigdy nie spodziewałem się, że w ogóle mogę znaleźć kogoś, kto będzie moją towarzyszką serca. Trzysta lat, a ja nadal nikogo nie znalazłem, lecz od kiedy poznałem ją, wszystko się zmieniło. '
    Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy pierwszy raz ją ujrzałem. Miała szesnaście lat. Złamała nogą, wychodząc na drzewo. Bolała ona ją bardzo, lecz nie pozwoliła łzą wydostać się na zewnątrz. Do każdego się uśmiechała. Gdy ktoś ujrzałem jej uśmiech, sam się rozpromieniał. Biła od niej niesamowita empatia. Tak łatwo było ją pokochać pod każdym względem. Była dla wszystkich miła, wyrozumiała. Nie potrafiła kogoś nienawidzić, nieważne było, co ta osoba zrobiła lub jak się zachowywała.
   - Coś się stało? - Moja ukochana wyrwała mnie z zamyśleń. Jej słodki głosik od razu mnie z nich wyrwał.
     Prawą dłoń miała położona na mojej piersi, a drugą trzymała moją, która zwisała bezwładnie. Unosząc głowę, patrzyła na mnie z czułością i troską. Musnąłem jej czoło.
   - Nie, nic - wyszeptałem, lecz sądząc po jej minie nie uwierzyła mi. Westchnąłem. - Martwię się o Edward'a.
   - Chodzi ci o to, że pił ludzką krew? - Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. - Każdy ma ciemną stronę, lecz nie można go tak po prostu odrzucać.
   - Nie, to nie o to chodzi. On wciąż nie znalazł sobie...
   - ...ukochanej - dokończyła za mnie. - Uważam, że na pewno ją znajdzie. Może nie teraz i nie w tym stuleciu, ale ją znajdzie. - Na jej twarzy pojawił się mały uśmieszek. - Jestem tego pewna.
   - A skąd ta pewność? - Mocno przytuliłem ją do siebie.
   - Kobieca intuicja - zaśmiała się. - A teraz zajmie my się wybraniem nowego koloru ścian do jadalni. - Westchnąłem, a ona tylko, stając na palcach, pocałował mnie w usta. - Co powiesz na oliwkowe ściany?
   - Yhym - wyszeptałem i złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.

___________________

    I oto rozdział, który miał być dodany dwa dni wcześniej, jednak za ponad tydzień i niestety trzeba już się przygotowywać. ;( Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, że rozdział jest tak późno dodany i jest taki, taki... nijaki! Przepraszam!

Jak podoba wam się nowy wygląd bloga?

sobota, 18 sierpnia 2012

28 Rozdział

                                                                           [ muzyka ]

Esme:

    Carlisle podał mi dłoń. Chwyciłam ją z uśmiechem. Położyłam głowę na jego ramieniu, do którego na całe szczęście dosięgałam. Mój narzeczony był ode mnie wyższy o całe dwadzieścia jeden centymetrów. Mi to pasowało. Z mojej głowy natychmiastowo zniknęła myśl o moim darze, gdy mój ukochany pocałował mnie delikatnie we wargi, unosząc przy tym mój podbródek.
    Otworzyłam moje oczy, które były zamknięte i spojrzałam na Anioła. Był uśmiechnięty. Wtuliłam się w niego. Usłyszałam tylko nad głową śmiech.
   - Coś nie tak? - Spytałam, patrząc na niego. Zaczął się śmiać i to głośno.
   - A przed chwilą byłaś taka chętna na zobaczenie całego mieszkania - zaśmiał się ponownie.
   - Patrząc na ciebie, to odechciewa mi się. - Położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej i musnęłam jego wargi. - Ale jeżeli chcesz, no to możemy go obejrzeć. - Udawanie westchnęłam i przewróciłam oczami.
    W odpowiedzi usłyszałam tylko jego śmiech i nagle straciłam grunt pod nogami. Mój Anioł mnie podniósł i trzymał teraz w swoich silnych ramionach. Zaśmiałam się i wtuliłam w niego - co innego mogłabym zrobić?
    Po chwili - z wielką niechęcią - znowu stałam na ziemi. Dałam swoją rękę pod łokieć Carlisle'a. Uwielbiałam mieć z nim kontakt fizyczny, ale nam wystarczało to, że jesteśmy ze sobą. Jeden wzrok a wiedziałam dobrze, o czy myśli. Chciałam z całą pewnością połączyć się z nim. Kochałam go tak bardzo i pragnęłam! Była to trudne do okiełznania, ale powstrzymywało mnie to, że czułam z nim mocną więź; rozumieliśmy się bez słów.
    Wyrwałam się moim myślą i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Była to małej wielkości kuchnia. Miała białe ściany i ciemno-brązowe meble. Miała wszystko to, co jest w każdej kuchni, lecz z jednym wyjątkiem - bez jedzenia.
    Następnie widziałam jadalnie, gdzie ściany były bordowe, meble ciemne, a podłoga miała prawie czarny kolor. Nie przepadałam za takimi klimatami. Wolałam, gdy jest dużo przestrzeni i jest jasno. Z pewnością zmieniłabym ten pokój, lecz nie miałam pojęcia, jak powiedzieć o tym Aniołowi. On z pewnością się namęczył, by to wybrać. Kiedyś powiedział mi, że nienawidzi urządzać mieszkać. Dla mnie była to czysta przyjemność. W głowie już utworzył mi się plan, jakby to pomieszczenie mogło wyglądać.
    Po chwili ujrzałam jeszcze trzy łazienki, które wyglądały identycznie - Carlisle wytłumaczył mi to brakiem weny. Ściany były tam wyłożone białymi płytkami, a podłoga brązowymi. Umieszczona była tam duża wanna, ogromne lustro, półka tej samej wielkości i ubikacja. Potem były już tylko do zobaczenia wszystkie pokoje, ale najbardziej zdziwiło mnie to, że wszystkie były gościnne. Nigdzie nie widziałam mojego.
    Zostały nam tylko jedne drzwi, nie licząc strychu i piwnicy. Spojrzałam na mojego ukochanego. Uśmiechał się, ale był to bardziej łobuzerski uśmiech. Uniosłam brwi ze zdziwienia. Nie miała bladego pojęcia, co kombinuje. Postanowiłam tylko iść za nim.
    Anioł położył swoją dłoń na moich plecach i otworzył przede mną drzwi. Pierwsze co rzuciła mi się w oczy, gdy weszłam, to ogromne okno nad łóżkiem. Właśnie - łóżko! Było duże. Miało brązowy kolor i białą pościel, tak jak ściany. Była ona starannie ułożona. Całe pomieszczenie było niezwykle eleganckie i z klasą.
    Meble były tego samego koloru, co łóżko. Po prawej stronie od wejścia stała ogromna szafa, a na przeciw niej toaletka z lusterkiem w kształcie kwadratu. Była też mała półka - zgadywałam, że na bieliznę - a na niej stały trzy ramki z szarymi zdjęciami. Podeszłam bliżej i ujrzałam mnie i mojego ukochanego. Jedno było w parku, drugie na plaży, a trzecie... było niesamowite! Było to w poprzednim mieszkaniu. Leżałam nad Carlisle'em i uśmiechałam się, tak jak on. Trzymał lewą rękę na moim policzku, wtedy go głaskał.
    Złapałam się za policzek. Poczułem ten dotyk, jak wtedy. Mój ukochany przytulił mnie w pasie.
   - I jak ci się podoba nasza sypialnia? - Wyszeptał mi do ucha.
    Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Dopiero teraz zauważyłam prostokątny obraz. Przedstawiał on morze w czasie burzy, a na nim dryfujący statek. Był śliczny. Obróciłam się do Anioła. Dłońmi oparłam się o komodę. Carlisle nie puszczał mojej tali; trzymał mnie blisko siebie.
   - Jest niesamowity! - Uśmiechnęłam się. - Ale ty powiedziałeś nasz, czy się przesłyszałam? - Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
    Nie mogłam się przesłyszeć, bo byłam wampirem, przez co miałam wyczulony słuch, ale czy by to znaczyło, że Carlisle jednak przeskoczył te wszystkie zasady? Nie liczę na to, ale to dla mnie dziwne, że postanowił dzielić ze mną sypialnię, przed zawarciem małżeństwa.
   - Tak. - Usiadł na skraju łóżka, a ja oparłam się o komodę. - Nie musimy spać, więc moim zdaniem, to nie jest zły pomysł z tą wspólną sypialnią. I tak jedyne co będziemy tu robić, to tylko się przebierać. Oczywiście osobno! - Anioł gwałtownie uniósł głowę, która do tej pory była lekko spuszczona i popatrzył na to, jak zareagowałam. Zaśmiałam się tylko i podeszłam do niego, siadając na jego kolanach.
   - Rozumiem. - Położyłam swoją dłoń na jego policzku i przejechałam nią delikatnie w dół, przez co znalazła się na jego torsie. - Kocham cię. - Musnęłam jego wargi.
   - Ja ciebie też. - Odwzajemnił pocałunek, który po chwili stał namiętny.
    Nasze pocałunki przerwało pukanie do drzwi. Poczułam znajomy mi zapach. Oderwałam się od mojego ukochanego i równocześnie zbiegliśmy w wampirzym tempie na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe i uśmiechnęłam się na to, co zobaczyłam.
    Stał przed nami ze wzrokiem wbitym w ziemię. Jako że byłam niższa, dostrzegłam czerwień w jego oczach. Przeraziłam się, lecz zaraz się opanowałam. Przecież każdy popełnia błędy w życiu. Powinnam się cieszyć, że o n stoi tu, przede mną.
   - Edward - wyszeptałam uśmiechając się. Nie wierzyłam w to, że ponownie jest z nami. Byłam taka szczęśliwa!
   - To uwierz. - Lekko się uśmiechnął. Całkowicie wyleciało mi z głowy to, że on czyta w myślach!
    Przed chwilą myślałam o tym, co wydarzyło się w mojej i Carlisle'a - jak to pięknie brzmi - sypialni. Dokładnie były to myśli o naszych pocałunkach. Edward tylko się zaśmiał.
   - Witaj synu. - Mój narzeczony przytulił go. Ja sama nie mogłam się doczekać, by mieć go w swoich ramionach.

_____________________________

    Kolejny rozdział. ;) Mam nadzieję, że się wam spodoba. Pisało mi się go niezwykle lekko. To tylko zawdzięczam tym wszystkim miłym komentarzom. ;* Kocham was! Tylko jednego nie rozumiem. Mam 26 obserwujących i tylko 12 komentarzy. Nie chcę być jakaś nie miła, ale trochę mnie to dziwi. Zresztą nieważne! Cieszę się, że przynajmniej ktokolwiek to czyta. :)

Ps: Ten rozdział dedykują Esther, bo obiecałam ją. Kocham się idiotko! ;*

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

27 Rozdział

                                                                               [ muzyka ]

Esme:

    Piękny zapach przepływał przez moje nozdrza. Czułam go w całym ciele. Mogłam zakosztować szczęścia przez kilka chwil. Czy było to warte? Instynkt kazał mi rzucić się na ciało, które i tak jest już zimne, tak samo jak krew która jest w nim. To właśnie zmniejszyło moją rządzę, lecz w koło było mnóstwo ludzi... Pachnieli tak słodko...
    Poczułam mocny zacisk w tali, przez co nie mogłam poruszać rękami. Były uwięzione razem z moim ciałem. W koło słyszałam głosy różnych ludzi, lecz jeden był inny od wszystkich. Brzmiało w nim tyle czułości, strachu i miłości... do mnie! Nie mogłam mu się oprzeć. Czułam, jak przejmuje kontrole nade mną.
   - Esme, nie myśl o tym... Wstrzymaj oddech. Proszę, opanuj się! - W tym wszystkim rozpoznałam ten głos, który należał do człowieka, a raczej wampira, którego kochałam...
   - Carlisle... - wyszeptałam sama do siebie. Jakieś miłe uczucie było silniejsze niż żądza krwi. Siłowało się z moim instynktem, aż w końcu wygrało tą walkę.
    Wtuliłam się w niego i wstrzymałam oddech. Poczułam ponownie piękny zapach, lecz tym razem dochodził od mojego ukochanego. Nie chciałam otwierać oczu, które od dłuższego czasu były zamknięte. Zawzięcie myślałam o moim Aniele, lecz cały czas widziałam to, co stało się przed chwilą.
    Mężczyzna z nożem szedł w naszą stronę. Chciał nas zabić. Nagle straciłam wzrok, a na ciele czułam mrowienie. Po chwili moje oczy się otworzyły. Byłam w ramionach mojego ukochanego, a taksówkarz przeprosił mnie i podciął sobie gardło. Był to najokropniejszy i najstraszniejszy widok jakikolwiek widziałam. Myśląc o tym wszystkim poczułam się okropnie. Wydawało mi się, że była to moja wina. Że ja spowodowałam jego śmierć.
    To wszystko przerwała jeszcze jedna myśl. Nie zaatakowałam nikogo. Walczyłam z wampirzym instynktem i udało mi się, ale to wszystko dzięki niemu. Gdyby nie on... nie, nie chcę nawet o tym myśleć! Jeszcze mocniej wtuliłam się w swojego ukochanego.
    Poczułam jego oddech na mojej głowie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z rzeczywistości i usłyszałam wszystko, co działo się wokoło mnie. Kilkoro ludzi okrywało zwłoki tego mężczyzny; nie potrafiłam nazwać go mordercą, pomimo tego że na pewno nim był. Ktoś zapytał się Carlisle, czy wszystko ze mną dobrze i czy mógłby powiedzieć mu, co się wydarzyło. Nie chciałam odwracać głowy i spojrzeć na całe otoczenie, bo przecież mogłam stracić nad sobą kontrole, a tego absolutnie nie chciałam. Pragnęłam znaleźć się w miejscu, gdzie nikogo nie będzie, oprócz jego, mojego Anioła Stróża. On był teraz dla mnie najważniejszy. To dzięki niemu nie zaatakowałam tych ludzi.
   - Chodźmy stąd. - Usłyszałam nad sobą głos Anioła.
    Kiwnęłam tylko znacząco głową. Cały czas wtulona w niego, weszłam do naszego nowego domu. Moje oczy wciąż były zamknięte. Nie miałam nawet ochoty spojrzeć na moje nowe miejsce zamieszkania. Bałam się, że gdy moje powieki tylko się podniosą, mogę ujrzeć ciało tego mężczyzny. Nie chciałam tego.
   - Poczekaj tu. Idę po bagaże. - Carlisle zachowywał spokój. Zazdrościłam mu jego samokontroli, ale jednocześnie cieszyłam się z faktu, że on ją ma. Zasługiwał na nią pod wieloma względami.
    Stałam oparta o ścianę. Nie miałam pojęcia, jak wygląda ten dom, lecz nie chciałam nadal otwierać oczu. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Poczułam znajomy mi miły zapach. Ten ktoś przytulił mnie i pocałował w czoło.
   - Esme, otwórz oczy. - Ponownie złożył pocałunek na moim czole - było to bardziej lekkie muśnięcie.
    Pokręciłam przecząco głową. Zachowywałam się, jak małe dziecko! Anioł przytulił mnie mocniej do siebie i zaśmiał się cicho. Nie rozumiałam go za bardzo. Przed chwilą zginął człowiek, a on się śmieje! Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Patrzył cały czas na mnie. Na jego twarzy był wielki ogromny smutek. Chciałam, aby on zniknął.
   - Może chciałabyś zobaczyć dom? - Pokiwałam głową. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nic nie mówię.
   - Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do niego. Ale czy ,,uśmiechnęłam" to było dobre słowo? Wymusiłam go z siebie, starając się o wszystkim zapomnieć.
    Carlisle przechwycił moją dłoń. Widziałam, że chce mi dodać otuchy i pokazać, abym się nie martwiła.
    Kiedy mieliśmy iść, mój ukochany nagle spochmurniał i spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
   - Esme, jeszcze jedno... - Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Na pewno nie chcesz do tego wracać, lecz co się wtedy wydarzyło? Z twojego ciała wydobyły się białe fale. Nie miałem pojęcia, co one oznaczają, ale mam pewną teorię. Może najpierw usiądziemy? - Mój narzeczony wskazał na białą kanapę w średniej wielkości salonie.
    Powędrowałam za nim. Ściany w tym pokoju miały brązowy kolor, a meble były białe. Usiadłam blisko Carlisle'a i spojrzałam w jego oczy. Westchnął.
   - Wiesz dobrze o tym, że Edward ma dar. Nie każdy wampir dostaje coś takiego, ale są różne dary. Kate, jedna z Denalek, może porazić prądem, a... - Popatrzyłam na niego zdziwiona.
   - Czy ty uważasz, że ja... - Oparłam się o oparcie.
   - Możliwe. Nie jestem pewien. - Wzmocnił uścisk na mojej dłoni, której nie puszczał. - Przekonamy się o tym, gdy przyjadą Denalczycy. Eleazar potrafi wykrywać dary u innych wampirów. - Przysunął mnie do siebie. - Na razie o tym nie myślmy. Lepiej pokażę ci całe mieszkanie. - Wstał, a ja równo z nim.
    Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić z myślą, że prawdopodobnie mam dar. Nie wiedziałam na czym on polegał, ale chciałam, jak najszybciej wiedzieć. Ale bałam się go. Jeżeli sam z siebie się ,,uaktywnia", to nie będę mogła go kontrolować, a nie wiem jakie skutki będzie mógł on robić.
    Na razie nie powinnam się tym przejmować, tylko zająć się tym co teraz najważniejsze, a dokładnie zobaczenie całego domu. Byłam ciekawa, jak Carlisle go urządził. Zresztą mówił, że ma tu dla mnie jakąś niespodziankę, a ja byłam ciekawa, co to.

__________________________________

    Napisałam 27 rozdział. Nie jest idealny, ale uważam, że nie jest najgorszy. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Liczę na wasze komentarze. W podstronie "Pytania" możecie mi zadawać, jak sama nazwa mów, pytania. Na pewno odpowiem.
    Ten rozdział dedykuję, jak już tej osobie obiecałam, TurboDymHansmen. Dziękuje za twoje komentarze i za pisanie w nich, co mogło by być dalej. Więc... dobrze bobrze, to dla ciebie! ;)

Ps: Polecam tego bloga: dark-paradise-saga.blogspot.com

środa, 8 sierpnia 2012

26 Rozdział

                                                                                [ muzyka ]

Carlisle:

    Popatrzyłem na moją ukochaną. Siedziała z rękoma na nogach i wypatrywała taksówki, która już dawno powinna się zjawić. Wkoło nas było mnóstwo walizek z ubraniami. Potrzebne rzeczy do domu były zawiezione kilka dni wcześniej - wystarczyło je tylko rozpakować.
    Mój wzrok nie odrywał się od Esme. Pomyśleć, że ma zostać moją żoną. Ta myśl budziła we mnie wielkich rozmiarów szczęście, które z każdą chwilą się powiększało. Pragnąłem już zawsze przy niej być, dawać jej to, co najlepsze. Uszczęśliwiać ją cały czas, by z jej ust nie schodził uśmiech. Składać pocałunki w byle jakiej sytuacji. Spędzać z nią wszystkie radości i smutki. Znosić jej kaprysy. Ona była moim nałogiem, uzależnieniem. Nie, to nie te słowa. One się źle kojarzą. Trudno było nazwać to, co do niej czułem, ale chyba miłość, to coś o co mi chodziło.
    Szczęściem mym są jej najdroższe oczy, w których można ujrzeć miliony świecących gwiazd. Jej usta są dla mnie jak alkohol dla alkoholika. Radość we mnie krzyczy, gdy wracam z pracy i mogę nasycić się widokiem tej anielicy. To wszystko jest takie magiczne i nadzwyczajne. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mam kogoś takiego, jak ona.
    Ciepły dotyk na mojej dłoni wyrwał mnie z zamyśleń. Popatrzyłem na moją na narzeczoną. Wpatrywała się we mnie i uśmiechała się promiennie. Byłem ciekawy o czym myśli. Musnąłem jej wargi. W odpowiedzi usłyszałem tylko cichy śmiech.
   - A to za co? - spytała, dalej się śmiejąc.
    Jej śmiech brzmiał, jak tysiąc najlepszych dzwoneczków. Pocałowałem ją delikatnie w wierzch prawej dłoni.
   - Nie mogę? - Spojrzałem na nią z cwaniackim uśmieszkiem i ponownie musnąłem jej usta.
   - Jesteś niemożliwy! - Zaśmiała się jeszcze głośniej.
    Chciałem złożył na jej ustach jeszcze jeden pocałunek, lecz zjawiła się taksówka. Wyszedł z niej brodaty mężczyzna, otworzył bagażnik i pomógł mi wsadzić tam wszystkie bagaże. Na całe szczęście było dużo miejsca. Esme stała obok samochodu i obserwowała mnie i... Dokładnie to jej wzrok skupił się tylko na mnie, co mu schlebiło.
    Otworzyłem drzwi do taksówki mojej ukochanej, która uśmiechnęła się do mnie przelotnie i weszła do środka. Poszedłem za jej śladami i usiadłem obok niej, obejmując ją w pasie ręką. Kiedy taksówkarz usadowił się na miejscu kierowcy, ruszyliśmy do naszego nowego domu.
    Widziałem, jak jak mężczyzna cały czas patrzy w lusterko i przygląda się Esme. Trochę mnie to zdenerwowało, ale tylko mocniej objąłem moją ukochaną i starałem się nie myśleć o taksówkarzu, tylko o niej.
    Miałem nadzieję, że spodoba jej się wystrój domu. Mam dla niej niespodziankę, z której na pewno się ucieszy - przynajmniej mam taką nadzieję. Pamiętam, jak rozmawialiśmy o tym, ale nie było to wtedy możliwe. Teraz jednak chciałem ominąć jeden "rozdział", pomimo tego że mam swoje zasady.
    Czułem, że ona mnie zmienia na lepsze.Kochałem ją pod każdym względem i gdy przypomnę sobie z jakim bólem opowiadała mi o swojej przeszłości, to aż coś we mnie buzuje. Czuje się za nią odpowiedzialny, lecz nie pod względem opiekuna, czy nawet przyjaciela. Nie potrafię tego opisać słowami.
    Popatrzyłem w lusterko. Byłem ciekawy, czy taksówkarz dalej śledzi wzrokiem moją ukochaną. Myliłem się. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby chciał ocenić moją siłę. Sam wyglądał na dobrze zbudowanego, ale się nie musiałem tym przejmować.
    Przytuliłem mocniej Esme. Położyłem podbródek na jej głowie, sycąc się jej niebiańskim zapachem i dotykiem karmelowych włosów.

Esme:

    Czułam bijące szczęście od Carlisle. O sobie jednak nie mogłam tego powiedzieć. Strach przeszywał mnie od środka. Nie będzie tak źle - powtarzałam sobie cały czas w głowie, chodź w to nie wierzyłam. Za nie całe cztery dni mieli przyjechać Denalczycy. Bałam się, co o mnie pomyślą. A jeżeli mnie nie polubią? Nie wiedziałam, czy powiedzieć to mojemu Aniołowi. Mógłby mnie wyśmiać. Nie, nie zrobiłby tego. Znam go na tyle, że wiem o tym dobrze; on nie jest wstanie zrobić mi takiej przykrości. Na pewno by powiedział mi, że niczego nie muszę się bać.
    Samochód się zatrzymał, a to znaczyło tylko jedno. Jesteśmy na miejscu. Wyjrzałam przez okno od strony, gdzie siedział Carlisle. Ujrzałam średniej wielkości dom w białym kolorze z brązowymi, drewnianymi akcentami. Dach był bordowy. Do wejścia prowadziły dwa schodki.
    Mój ukochany uśmiechał się do mnie. Niepewnie to odwzajemniłam. Wyszliśmy ze samochodu. Spojrzałam na dom, zaciskając dłonie w piąstkę. Usłyszałam za sobą otwierany bagażnik i wyciągane walizki. Westchnęłam.
    Carlisle zapłacił taksówkarzowi, lecz on nie odchodził. Obróciłam się do niego z pytającym wzrokiem i wtedy zamarłam. Ujrzałam w jego dłoni nóż. Przyglądał mi się. Jego mina przedstawiała rozbawienie. Spojrzałam na mojego Anioła - był zdezorientowany. Wiedziałam jednak, że nie musiałam się niczego bać, ale co się może zaraz wydarzyć?
    Mężczyzna zaczął biec w moją stronę. Byłam przestraszona, nie wiedziałam co się dzieje. Był coraz bliżej nas unosząc nóż nad głową. Chwyciłam się kurczowo marynarki Carlisle.
    Nagle poczułam dziwne mrowienie, które rozeszło się po całym ciele. Moje oczy szeroko się otworzyły. Widziałam tylko mnóstwo czarnych kropeczek. Nie miałam pojęcia co się dzieje. To nie mogła być śmierć...
    Starałam się zamkną oczy, lecz na nic się zdawało. Po chwili wzrok mi wrócił. Byłam w ramionach mojego ukochanego, który patrzył na mnie z czułością i strachem... o mnie.
   - Przepraszam. - Usłyszałam głos tego taksówkarza.
    Mój wzrok powędrował na niego. Patrzył na mnie błagalnie. Nie potrafiłam go nienawidzić. Uśmiechnął się do mnie czule, przyłożył nóż do gardła i...
   - Nie! - Krzyknęłam tak głośno, że z domów zaczęli wybiegać ludzie.
    Na ziemi leżał taksówkarz. Wkoło było mnóstwo krwi. Czułam ją dokładnie w nozdrzach. Nie mogłam się powstrzymać. Mnóstwo ludzi...
    Krew...
    Pożądanie...
    Głód...
    Czułam mocne ramiona, które trzymały mnie w uścisku. Szarpałam się, ale to coś było zbyt silnie. Nie poddawałam się. Uwolniłam się. Czułam słodki zapach... krwi.

____________________________________

    Oto 26 rozdział. Miałam dodać go wczoraj, ale nie miałam zbytniej weny. ;( Mam nadzieję, że się podoba. Komentujcie! I dziękuje za te wszystkie komentarze! Jak się ucieszyłam widząc je!

Ps: Zapraszam na tego bloga: http://dark-paradise-saga.blogspot.com/
Ps2: Pewnie niektórzy zauważyli na moim blogu nową podstronę: Pytania. Wejdźcie tam, to dowiecie się o co chodzi. ;)
Ps3: Kocham Was!
Ps4: Komentujcie i KOCHAM WAS!

niedziela, 5 sierpnia 2012

25 Rozdział

                                                                          muzyka ]


Esme:


    Weszliśmy do danego mi i Carlisle'owi przedziału. Był w nim tylko jeden mężczyzna; wyglądał na około trzydzieści osiem lat. Zerknął na mnie, po czym oblizał prawie niewidocznie górną wargę. Uśmiechnął się do mnie, przez co można było zobaczyć jego złoty ząb na samym przedzie. Odwróciłam się do mojego Anioła, który tylko wzruszył ramionami i schował nasze walizki w schowku.
    Usiadłam na przeciwko tego mężczyzny - obok okna. Carlisle usadowił się obok mnie. Wyciągnął z kieszonki za marynarką jakąś małą książeczkę i zaczął ją studiować. Cicho westchnęłam i oparłam się łokciem o framugę okna w pociągu.
    Spojrzałam na swoje nogi. Jedna była odrobinę wysunięta do przodu. Zauważyłam, jak mężczyzna przysuwa swoją do mojej, przy czym na jego ustach gościł ogromny uśmiech. Otworzyłam szeroko oczy - byłam przerażona jego zachowaniem. Obróciłam głowę w stronę mojego narzeczonego, ale najwyraźniej on nic nie zauważył.
    Przysunęłam nogę do siebie. Wyłapałam na wargach tego mężczyzny, jak bezgłośnie wymawia: ,,śliczne nóżki, kotku". Skrzywiłam się. Gdybym była człowiekiem z pewnością bym teraz zwymiotowała. Przysunęłam się do Carlisle. Włożyłam swoją rękę pod jego łokieć i przytuliłam się do niego. Spojrzał na mnie przelotnie i uśmiechnął się, po czym po chwili wrócił do swojej lektury. Przymknęłam powieki, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
    Marzyłam o tym, by jak najszybciej dojechać na miejsce. Pociąg ruszył. Po kilku minutach usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ktoś je odsunął i przed nami stanął konduktor.
   - Bilety. - Jego głos był chrapliwy.
    Carlisle wyciągnął dwa bilety - za mnie i za niego. Konduktor chwycił je, lekkim szarpnięciem, do swoich grubych palców i spojrzał na mężczyznę, która siedział na przeciwko mnie i wpatrywał się tak, jakby zamierzał mnie zaraz zjeść. Mocniej przytuliłam się do Anioła.
    Mężczyzna wyciągnął swój bilet, podał konduktorowi, który zabrał go i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
   - Ładny dziś dzień, nieprawdaż? - Mężczyzna kierował te słowa do Carlisle.
    Mój ukochany położył sobie książkę na kolanach i odwzajemnił uśmiech mężczyzny, który nie schodził mu z twarzy.
   -  Tak, jak na zimową pogodę, to mogę rzec, że nawet bardzo piękna. - Mówiąc to, spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - Carlisle Cullen. - Wyciągnął rękę do mężczyzny, który ją uścisnął.
   - Jack Cole. A ta piękna panienka? - Spojrzał na mnie. Na jego twarzy wisiał wredny uśmieszek.
     Oderwałam od mojego narzeczonego i wyprostowałam się, trzymając obie dłonie na kolanach. Nogi miała skrzyżowane.
   - Esme Platt. - Na mojej twarzy nie występowało żadne uczucie.
   - Myślałem, że państwo są małżeństwem! - Jack roześmiał się. Jego śmiech odbijał się od ścian pociągu.
   - Esme, to moja narzeczona. - Anioł przechwycił moją dłoń.
    Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. Musnęłam lekko jego wargi. Kątem oka spojrzałam na Jack'a. Po jego minie można było wywnioskować, że jest zniesmaczony i to bardzo. Zadowoliło mnie to. Skrzyżował ręce, przymknął powieki - chciał zasnąć. Miałam nadzieje, że szybko mu się to uda, bo miałam już dość jego wzroku, który cały czas mnie śledził.
    Miałam szczęście; po pięciu minutach słychać było jego chrapanie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Spojrzałam na Anioła. Czytał książkę. Pocałowałam go w policzek. Powoli zjeżdżałam w dół. Natrafiłam na jego szyję. Odsunęłam leciutko kołnierzyk od jego koszuli i musnęłam jego kark kilka razy.
   - Esme, nie sądzisz, że tutaj nie jest to zbyt stosowne? - Zaśmiał się.
   - Nie za bardzo się tym przejmuje. - Uniosłam głowę i musnęłam jego wargi.
    Założyłam mu dłonie na szyję. Poczułam jego dotyk w mojej tali. Uniósł mnie, przez co byłam teraz na jego kolanach. Siedziałam na swoich nogach i uśmiechałam się do niego. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
   - Kocham cię - wyszeptałam.
   - Kocham cię. - Ujrzałam równe, biały zęby i wargi mojego ukochanego złożone w uśmiechu.
    Zanurzyłam swoje usta w jego. Basze wargi były połączone przez kilka sekund. Nasze języki złączyły się i rozpoczęły namiętne tango. Pragnęłam go całym ciałem. Pocałunki już mi nie wystarczały. Chciałam być z nim jednością. Kochałam go tak bardzo...
    Carlisle oderwał się ode mnie. Na początku trochę się zdziwiłam, lecz zaraz wyczułam, że ktoś się zbliża. Usiadłam na swoim miejscu i chwyciłam go za dłoń. To naszego przedziału weszła jakaś kobieta. Miała oliwkową twarz, krótkie czarne włosy i była ubrana w ciemno zielona sukienkę do kolan. Uśmiechała się, chodź wiedziałam, że to tylko na pokaz.
   - Dzień dobry. - Miała piskliwy głos. - Czy nie chcieli by państwo coś zjeść? - Patrzyła na nas swoimi brązowymi oczami.
   - Nie, dziękujemy. - Odpowiedział za mnie Carlisle.
   - Ale czy na pewno? - Kobieta nie chciała dać na spokoju. - Mamy tu świetne kawy.
   - Naprawdę nie! - Trochę przesadziłam, że tak krzyknęłam, ale chciałam, aby sobie już poszła.
    Oboje na mnie popatrzyli, a ten cały Jack się zbudził. No świetnie! Czułam na sobie ich zdziwione wzroki.
   - A może pan chciałby coś do picia lub jedzenia? - Spojrzała na Jack'a. Widać, że chciała pokazać, że nic ją to nie zainteresowało.
   - Poproszę wodę. - Mężczyzna westchnął i chwycił się za głowę. Był jeszcze zmęczony.
    Miałam nadzieję, że reszta podróży minie nam spokojnie i bez żadnych takich głupich zdarzeń, a pan Cole sobie już odpuści te zaloty. Oparłam się o siedzenie i zamknęłam powieki. Marzyłam o śnie, która i tak nie nadejdzie.

__________________________

    Rozdział byłby wczoraj dodany, ale byli u mnie kuzyni na noc i spali w moim pokoju. ;/ Nieważne! Jak wam się rozdział podoba? Pewnie nudny ale chciałam to jakoś opisać. Komentujcie!

Zapraszam na tego bloga, który wygrał mój konkurs: http://dark-paradise-saga.blogspot.com/