niedziela, 30 września 2012

36 Rozdział

                                                                                                                  ,,Na początku wszystko
                                                                                                                    wydaje się łatwe,
                                                                                                                    lecz jak przyjdzie co do czego,
                                                                                                                    to potrafimy się nawet
                                                                                                                    całkowicie załamać."


Esme:

   - Ale teraz? - Popatrzyłam zdezorientowana po czterech wampirzycach, które były wniebowzięte. Perspektywa mojego ślubu była dla nich świetna, ponieważ miały wymówkę, by iść na długie, długie zakupy.
    Jednak jedno mnie dziwiło. Edward powiedział mi, że mi współczuje, ale nie ma czego. Kocham zakupy, lecz najwyraźniej dla miedzianowłosego to koszmar. Zaśmiałam się w myślach na tą myśl.
    Kate kiwnęła znacząco głową i chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą. Za nami szły uradowana Tanya, Carmen i Irina.
    Nie mogłam się już doczekać. Właśnie na to najdłużej czekałam, aby w końcu wybrać suknię w której pojawię się przed ołtarzem. Będzie to niesamowite przeżycie, więc i mój strój musi go dopełnić. Lecz do tego dojdą jeszcze buty, biżuteria, kwiaty, welon... nie wliczając w to wszystko, że zaproszenia zostały rozesłane dopiero wczoraj, a prawie nic nie jest jeszcze przygotowane! Co z dekoracjami, wynajęciem sali, kateringu i co najważniejsze obrączki. A tak w ogóle skąd mam wziąć na to wszystko pieniądze? To nie ja się tym posługuję, lecz mój narzeczony... Wydawało mi się jeszcze niedawno, że będzie to wszystko takie łatwe! Ech!
    Po drodze zdołałam jeszcze przechwycić mój kremowy płaszczyk. Wybrałyśmy się na nogach. Lubię spacery, więc było to miłe uczucie, ale niestety odrobinę przeszkadzało mi w tym wszystkim rozgadane Denalki. Bardzo je lubiłam, lecz jeszcze bardziej się denerwowałam, gdy wciąż mówiły o moim ślubie, a dokładnie najpierw o sukni ślubnej, a następnie o sukienkach dla druhnych. Byłam jednym kłębkiem nerwów.
   - A-a co z-ze smokingami? Z-ze salą, księdzem, kateringiem, kwiatami? - Spojrzałam na nie. Popatrzyły się tylko po sobie.
    Otworzyły szeroko oczy, jak by nagle usłyszały coś naprawdę dziwnego. Tanya zagryzła nerwowo wargę i zaczęła coś szybko mruczeć pod nosem.
   - Przegapiłyśmy najważniejsze! - wrzasnęła Carmen. - W ogóle nie myślimy! Ślub za trzy tygodnie, a my co... - westchnęła. Widziałam, że jest przerażona tym faktem. Chciałam wszystko od razu sprostować i je uspokoić.
   - Spokojnie. Dziś wybierzemy suknie, a ja postaram się Carlisle'm zająć resztą, dobrze? - Popatrzyłam na nie z nadzieję.
    - Jesteś pewna, że sobie poradzicie? - Kate zrobiła poważną minę; widać było, że bardzo im na wszystkim zależało, co bardzo mnie ucieszyło, lecz szczerze wolałabym sama się wszystkim zająć.
    Kiwnęłam głową, na znak, że sobie poradzę. Uśmiechnęłam się dla zmyłki i weszłam do sklepu ze sukniami ślubnymi. Było ich tam mnóstwo, a do tego każda taka cudowna... Nie wiem, jak ja cokolwiek w tym znajdę! W tym wszystkim nawet nie zauważyłam, że ogromny sklep był podzielony na dwie części: w tej większej znajdowały się suknie ślubnej, a w drugiej suknie dla druhny.
    Moimi druhnymi mają być Tanya, Carmen, Irina, Kate i Lucy. Lucy powiedziała, aby na czwórka, która właśnie jest tu ze mną, pomogła mi wszystkie suknie wybrać, bo ona musiała gdzieś wyjechać i będzie dopiero dwa dni przed ślubem.
    Gdy tak o tym wszystkim rozmyślałam, to nawet nie zauważyłam, że moje towarzyszki zaczęły już przeglądać suknie dla siebie i po chwili weszły już do przymierzalni. Zaśmiałam się. Podeszłam do nich i czekałam, aż się przebiorą, co nie trwało długo.
    Wszystkie wyszły równo. Wyglądały oszałamiająco! Miały na sobie długie, brązowe suknie bez ramiączek lekko rozszerzane na dole. Odrobinę wyżej talii znajdował się gruby, kremowy pasek. Bardzo spodobała mi się, więc miałam nadzieję, że i im przypadnie do gustu.

Carlisle:

    Wszedłem właśnie do domu, z myślą, że zaraz ujrzę moją anielicę, lecz się myliłem. Nie było ani jej, ani żadnej kobiety.
    Pobiegłem do salonu, gdzie właśnie siedział Edward i Eleazar, którzy grali zacięcie w pokera. Spojrzeli obaj na mnie tylko kątem oka.
   - Poszły na zakupy - powiedział Edward, oglądając swoje karty. - Eleazar, przestań cały czas powtarzać w głowie buty! To mnie rozprasza!
   - Nie moja wina, że ty czytasz w myślach! Przepraszam cię, ale nie chcę przegrać!
    Popatrzyłem po nich obojga. Nie chcąc im przeszkadzać, poszedłem do swojego gabinetu. Miałem do wypełnienia mnóstwo papierów, co nie zapowiadało się miło spędzonym czasem dla niektórych, lecz dla mnie jest to czystą przyjemnością. Kocham, to co robię.

__________________________

    Rozdział krótki i nudny. Nie miałam weny, lecz chciałam coś dodać, więc mam nadzieję, że jakoś to docenicie. Liczę również na to, że będę miała szansę napisać coś w tym tygodniu.

sobota, 29 września 2012

Ogłoszenie

    Jest mi smutno, ale to muszę napisać. Nie będzie mnie długi czas, ponieważ dostałam... szlaban. ;/ Mam dwie 2 z matematyki, ale tak to są 5 i 4, ale matematyka mnie wykończy... Postaram się to jakoś poprawić i mam nadzieję, że będę mogła niedługo tu wrócić z nowymi pomysłami!
    Jednak najbardziej śmieszy mnie fakt, że 5 października mam sprawdzian z chemii i moje urodziny... Ja to mam szczęścia!

sobota, 22 września 2012

35 Rozdział

                                                                                                                  ,,Wspomnienia szybko blakną,
                                                                                                                     nawet te najbardziej
                                                                                                                     przez nas pożądane."

Esme:

    Carlisle poszedł na nocną zmianę do szpitala. Od tygodnia już pracował, co niestety mi się nie za bardzo podobało, ponieważ spędzałam z nim mniej czasu, jednak nie chciałam, aby przeze mnie nie robił czegoś, co jest jego pasją. Wiem dobrze, że od zawsze medycyna go interesowała. Nie mogłabym mu tak po prostu zabronić robić to, co kocha; byłoby to nie fair. Cieszy mnie to, jak zawsze wraca i jest uśmiechnięty od ucha do ucha. Siadamy zawsze w naszej sypialni na sofie, a on opowiada, co wydarzyło się w szpitalu, jak na przykład jak jakiś mężczyzna miał chorobę parkinsona. Widziałam cierpienie na jego twarzy, gdy o tym wszystkim opowiadał. Chciał dla każdego, jak najlepiej. Był dobrym wampirem, nigdzie nie można było znaleźć drugiego takiego, jak on. Zawsze słuchałam go z wielką uwagą. Jego każde słowa wlatywało do mnie i nie odchodziło. Było to niesamowite uczucie.
    Zeszłam na dół. Opuszkami palców wodziłam po drewnianej poręczy.
    Do moich uszu doszła wspaniała melodia wykonywana na pianinie. Dochodziła z salonu, gdzie od razu się udałam. Była smutna. Kryło się w niej tyle emocji, które targały osobę, która ją grała. Od razu wiedziałam kto to. Muzyk ten długo się wstrzymywał. Dobrze widziałam, jak zawsze patrzy na pianino i czeka tylko na okazję, która dziś nadeszła. Denalczycy wybrali się na zakupy, przez co w domu zostałam tylko ja i Edward.
    Oparłam się o framugę drzwi od salonu i wpatrywałam się w miedzianowłosego. Miał przymknięte powieki i skupiony wyraz twarzy. Jego zwinne palce chodziły zręcznie po klawiszach z wielkim potencjałem, jaki miał muzyk.
    Uśmiechnęłam się sama do siebie. Rzadko zdarzała mi się okazja, abym mogła posłuchać gry Edward'a, co bardzo mnie uszczęśliwiło, że dziś miałam szczęście. Grał pięknie i z wielką pasją.
    Podeszłam do niego i położyłam swoje dłonie na jego ramionach. On jednak dalej kontynuował grę, jakby mnie tu nie było. Wsłuchiwałam się uważnie w każdą nutkę, aż do końca. Nie wiem ile to trwało, ale był to miły czas.
    Gdy Edward zakończył grać, odwrócił się w moją stronę. Posłał mi uśmiech pełen bólu. Co go trapiło...
   - Piękna melodia. - Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego, dotykając opuszkami palców dotknęłam klawiszy, po czym zacisnęłam moje dłonie w piąstkę. - Długo ją komponowałeś? - Spojrzałam na niego.
   - Dziękuje - wyszeptał. - Nie, nie długo. Gdy ma się dla kogoś, kogo się kocha... lub kochało - westchnął.
   - Dla kogo ta piosenka? - Widziałam, jak cierpi, co bardzo mnie zasmuciłam. Nienawidziłam, jak ktoś kogo kocham cierpi. Bolało mnie to.
   - Dla Elisabeth - wyszeptał jeszcze ciszej, niż przedtem. Spuścił głowę, jakby coś przeskrobał.
   - Twoja matka, prawda? - Uśmiechnęłam się lekko do niego, by go jakoś rozweselić, lecz było to chyba niemożliwe.
   - Tak... - westchnął. - To okropne, że zapominam ją. Nie pamiętam już nawet jak wyglądała! Zanika w mojej pamięci... Boję się, że pewnego dnia całkowicie o niej zapomnę. Nie chcę tego... - Przytuliłam go.
   - Ja również zapominam mnóstwo szczegółów z mojego ludzkiego życia, lecz niepotrzebne są mi obrazy, by pamiętać wygląd mojej rodziny. Oni są we mnie, zawsze. Niech i twoja matka będzie w tobie, a na pewno o niej nie zapomnisz. Osoby które kochamy zawsze są z nami. - Pocałowałam go w głowę.
    Na jego ustach pojawił się mały uśmieszek, którego już dawno nie było widać. Martwiłam się o niego. Wiedziałam dobrze, co musi przeżywać. Sama nie dawno zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam już twarzy mojego ojca. Byłam zrozpaczona. On zginął rok po tym, jak wyszłam za mąż. Nie był za tym, bym żeniła się z Charles'em, lecz uległ matce. Zawsze był po mojej stronie; świetnie mi się z nim rozmawiało, był moją tak zwaną bratnią duszą. Rozumiał mnie, a ja jego. Pomagał mi, a ja mu. Jak byłam jeszcze małą dziewczynką, zabierał mnie na różne spacery i opowiadał różne niesamowite historie związane ze wszystkim, co nas otaczało. To było niezwykłe! Lecz gdy zmarł... Myślałam wtedy, że nie wytrzymam tego bólu. Na pogrzebie miałam ochotę rzucić się na trumnę i błagać, by zakopano mnie z nim. Były to najokropniejsze czasy w moim życiu. Nigdy tego nie zapomnę. I pomimo tego, że jego uśmiech, szczęścia i cała euforia na jego twarzy, która towarzyszyła mu prawie każdego dnia, zanika we mnie, to jest on wciąż częścią mnie.
   - To straszne stracić kogoś nam bliskiego. - Ze zamyśleń wyrwał mnie Edward. Mój wzrok, który był dotychczas utkwiony w klawiszach pianina, przeszedł na miedzianowłosego.
   - Tak, to prawda. Szczególnie gdy łączy nas z nim niezwykle silna więź. To zawsze boli, kiedy dowiadujemy się, że ktoś taki odszedł. Ja właśnie tak miałam z moim ojcem. Wciąż osądzałam się, że spędzałam z nim za mało czasu, chodź gdy tylko miałam okazję, siedziałam z nim i rozmawiałam o byle czym. Zawsze znajdowaliśmy temat do rozmowy - zaśmiałam się cicho. - Jednak to co dobre, kiedyś musi się skończyć.
   - Ja straciłem matkę, którą kochałem ponad wszystko inne, a ty ojca. Los jest okrutny, lecz rzadko kiedy wynagradza nam to, co straciliśmy.
   - Nam to wynagrodził. Spotkaliśmy Carlisle'a. - Uśmiechnęłam się do niego ciepło, by chodź na chwilę i on mógł się uśmiechnąć.
   - No tak. Ale i ty jesteś moim wynagrodzeniem. Straciłem matkę, leczy zyskałem drugą, która jest również wspaniała. - Przytulił mnie.
  - A ja zyskałam utraconego syna. Jest on uprzejmy, kochany, mądry i jedyny w swoim rodzaju. Dziękuje - wyszeptałam. Wstałam. - Carlisle zaraz wróci, a z nim Denalczycy.
  - Ech... - westchnął. - Już wiem, co Tanya, Kate i Irina planują - zaśmiał się. - Współczuje!
  - Co? - Poparzyłam na niego przestraszona, lecz on tylko się zaśmiał i przeszedł obok mnie.

Carlisle:

    Zmieniłem biały fartuch na czarną marynarkę, zabrałem swoja teczkę i wyszedłem ze szpitala. Po drodze każdemu odpowiadałem do widzenia, do zobaczenia i tym podobne. Każda kobieta, gdy tylko jej odpowiedziałem, rumieniła się i chichotała. Byłem już do tego przyzwyczajony, lecz nie było to dla mnie za miłe, szczególnie że odnalazłem wybrankę swojego serca, i nie potrzebne były mi zaloty innych pań.
    Wsiadłem do samochodu i wybrałem kurs w stronę mojego mieszkania. Nie mogłem już się doczekać, aż ponownie zobaczę twarz mojej anielicy. Wystarczy tylko jedna na noc, a ja już za nią tęsknie.
    Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem mały bukiecik czerwonych róż, które Esme uwielbiała. Uśmiechnąłem się sam do siebie, przypominając sobie jej słodki uśmiech.
    Minęło zaledwie dziesięć minut, a znalazłem się pod domem. Wyszedłem ze samochodu i pokierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Ledwo wszedłem do mieszkania, gdy ktoś zawiesił swoje ręce na mojej twarzy. Od razu się uśmiechnąłem.
    Objąłem moją ukochaną jedną ręką, a w drugiej trzymałem bukiet róż za sobą. Musnąłem jej wargi, a następnie spojrzałem w jej złote oczy; wczoraj byliśmy na polowaniu.
   - Dzień dobry, doktorze. - Moja ukochana uśmiechnęła się do mnie. Wyciągnąłem zza siebie bukiet. Przyjęła go, po czym złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. - Dziękuje, ale wiesz, że nie trzeba było.
   - Pięknym kobietom zawsze należą się piękne kwiaty - zaśmiałem się. - Jak ci minął dzień?
    Ściągnąłem marynarkę i zawiesiłem ją na wieszaku. Esme cały czas przyglądała mi. Objąłem ją w pasie i weszliśmy do naszej sypialni, gdzie usiedliśmy na sofie.
   - Dobrze. Spędziłam go z Edward'em, ponieważ innych gdzieś wywiało - zaśmiała się. - A właśnie! Edward poszedł się przejść. Powiedział, że ma coś ważnego do załatwienia... Nie potrafię tak jak on czytać w myślach, więc nie mam pojęcia o co mogło chodzić. - Wzruszyła ramionami. - A jak tobie minął? - Popatrzyła na mnie oczami, w których można było utonąć.
    - Tak jak zawsze. Dużo pracy. - Uśmiechnąłem się.
    - Zawsze masz mi tyle do opowiedzenia. Dlaczego dziś nie mogę się wsłuchać w to, co mówisz? - Spojrzała na mnie z wyrzutem. - Kocham to, jak cokolwiek mówisz, a gdy opowiadasz jest twojego słodkiego głosu jeszcze więcej.
    - Naprawdę? - zaśmiałem się. Kiwnęła głową. - Ech... - westchnąłem. - Mogę ci opowiedzieć pewną historię, o pięknej kobiecie z karmelowymi, długimi oczami, mlecznej skórze i niesamowitych złotych oczach w których można było utonąć. Miała ona pewną moc, która mogła każdego wystraszyć, lecz jeden idiota chciał być zawsze przy niej i nie bał się konsekwencji. Wystarczało mu to, że może z nią być. A była ona niezwykła, jedyna w swoim rodzaju. Potrafiła kochać każdego, przez co każdy ją kochał. Jej uroda olśniewała każdego, kto ją zobaczył i... - Esme przerwała mi pocałunkiem. Napierała na mnie, na co tylko się uśmiechnąłem. Uwielbiałem czuć ją całym ciałem.
    Usiadła na mnie i tylko zadziornie się uśmiechnęła, przy czym co chwila jej usta dotykały moich.
   - Zamiast wychwalać cały czas tą nieprawdziwą urodę tej kobiety, powinieneś opisać pięknego blond Anioła z dobrym sercem, który pomagał każdemu i nigdy nie zawahał się ani na chwilę pomóc komukolwiek, pomimo tego że było to niebezpieczne. A co najśmieszniejsze, przyjął do siebie jakąś dziewczynę i jakimś cudem ją pokochał. Czy to nie jest śmieszne? - Spojrzała na mnie z uśmiechem.
    Przechyliłem ją, przez co ona dotykała głową sofy, a ja byłem nad nią.
   - Nie, nie jest to śmieszne. A to nie była jakaś tam dziewczyna. - Pocałowałem ją, co ona odwzajemniła. - Kocham cię.
   - Ja ciebie też kocham - wyszeptała beztrosko i obdarzyła mnie kolejnym uśmiechem i pocałunkiem.

____________________

    Wow! Niesamowite że aż tyle udało mi się napisać! Ale uważam, że powinno być tego więcej, bo długo mnie tu nie było i chcę was jakoś przeprosić za to, lecz miałam w tym tygodniu mnóstwo nauki, co czeka mnie i w tym. ;( Kartkówka z biologi, matematyki i angielskiego... Ech....
    Liczę na wasze komentarze, które trzymają mnie na duchu i pozwalają odprężyć się od nauki i zapomnieć chodź na chwilę o szkole. Kocham was! <33

piątek, 14 września 2012

34 Rozdział

                                                                                                                   ,,Czasem jest radość,
                                                                                                                     a czasem smutek.
                                                                                                                     Lecz teraz przeważa to drugie,
                                                                                                                     przez co cierpimy obojga."

Esme:

    Prawie każdy dzień spędzałam z Lucy. Poznałam również jej małżonka, Antoniego. Wydawał się bardzo gburowaty. Nie rozumiał, jak można żywić się krwią zwierzęcą, lecz zaraz przestał to komentować, gdy moja przyjaciółka - mogłam spokojnie ją tak nazywać, a ona mnie; przy niej czułam się swobodnie - skarciła go za to, i powiedziała, że każdy jest inny. Jednak dało się go nawet polubić po pewnym czasie, jednak wciąż chodził zagniewany, przez co śmiesznie ze sobą wyglądali. Ona była cały czas roześmiana, a on cały czas był w gniewie, lecz kochali się ponad wszystko, no i właśnie to było najważniejsze.
    Weszłam do mieszkania. Słyszałam przestraszone głosy wszystkich, którzy przebywali w domu. Szybkim krokiem poszłam do salonu i zastałam wszystkich siedzących, ze zmartwionymi minami.
   - Coś się stało? - spytałam. Moją uwagę przykuła jakaś kartka, zapisana ozdobnymi literami.
    Podeszłam do stolika i wzięłam ją do rąk. Wszyscy patrzyli z uwagą na mnie, oprócz Anioła. Miał spuszczoną głowę. Cierpiał. Czułam to dokładnie, i bolało mnie to, że nie widzę uśmiechu na jego twarzy. Przez to sama cierpiałam.
    Popatrzyłam na list, jak się okazało, i zaczęłam czytać z wielkim niedowierzaniem.

        Drogi Carlisle

       Słyszałem, że zamierzasz już niedługo stawić się na ślubnym kobiercu. Szczerze, to nigdy nie    wierzyłem, by znalazł się ktoś odpowiedni dla ciebie, ktoś kto zaakceptuje twój wegetarianizm, i co najważniejsze, czy ty tą osobę pokochasz, a dobrze wiem, że w twoim przypadku to najtrudniejsze zadanie. Jednak znalazłeś tą osobę. 
        Nie wiedzą, czy pamiętasz jeszcze o mnie, twoim przyjacielu, chciałem się upewnić, czy jestem na liście gości. Chętnie bym zobaczył twoją wybrankę. Podobno, jak donoszą, jest niezwykłej urody, a do tego posiada jakiś dar. Czyżby to była prawda? Czyżby ukrywasz przede mną takie cudo w wampirzej postaci? Niemożliwe! 
        Chciałbym się przekonać, czy plotki o niej są prawdziwe. Już niedługo się spotkamy. 

                                                                                                                                                Aro

    Kartka wypadła mi z rąk i bezgłośnie wylądowała na ziemi. Popatrzyłam po twarzach wszystkich. Wszyscy byli przerażeni i przejęci, lecz jedna osoba zwróciła moją uwagę najbardziej. Był zagubiony i pierwszy raz nie wiedział, co ma zrobić.
    Usiadłam obok niego i przytuliłam go. Odwzajemnił mój uścisk. Czułam, jak się cały trzęsie. Bał się. Bał się o mnie.
   - Co zrobimy? - spytałam szeptem.
   - Ni-nie wiem - wyjąkał. W jego głosie było słychać ogromny strach. - Oni mogą mi cię zabrać. Ja... ja... Nie! - Wyszedł szybkim krokiem z salonu.
    Od razu się podniosłam i zamierzałam pobiec za nim, lecz ręka Edward'a zagrodziła mi drogę. Spojrzałam na niego ze złością w oczach.
   - Nie, Esme. On chce teraz zostać sam. - Zaś w jego głosie było słychać ogromną gorycz.
   - Ale... - wyszeptałam. Chciałam się znaleźć, jak najszybciej przy moim Aniele.
   - Proszę. Nie rób tego. - Kiwnęłam głową, lecz nie zamierzałam zostać ani chwili dłużej w środku. Musiałam wyjść.
    Chwyciłam w biegu płaszcz i wybiegłam na dwór. Niebo było całkowicie zasłonięte szarymi chmurami, tak jak ja. Moje oczy stałe się suche. Cicho jęknęłam z rozpaczy. Co będzie? Co będzie z nami? Co będzie ze mną i Carlisle'em? Bałam się o niego, nie o siebie.
    Szłam uliczkami. Wiele przechodni patrzyło na mnie z wielką uwagą, lecz nie przykuwał ich mój stan, ale moja uroda. Przecież nie zawsze można zobaczyć pięknego wampira! W tej chwili chciałam, abym umarła wtedy, gdy skoczyłam z klifu, lecz zaraz skarciłam się za tą myśl. Nie mogę tak myśleć! To właśnie teraz jestem szczęśliwa!
    Oparłam się o jakiś budynek, lecz zaraz osunęłam się w dół i skryłam głowę w kolanach.
    Nie wiem ile siedziałam w tej pozycji, lecz był to z pewnością długi czas. Ciągnąłem się w nieskończoność.
    Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Moja wzrok od razu spojrzał na tego kogoś, kto zakłócał mi moje cierpienie. Patrzyłam prosto w jego oczy. Po chwili byłam już w jego ramionach. Głaskał mnie delikatnie po plecach i szeptał do ucha, że wszystko będzie dobrze.
   - Carlisle, ja się boję...
   - Nie pozwolę cię skrzywdzić, nigdy. - Pocałował mnie w czoło.
   - Nie boję się o mnie, lecz o ciebie. - Wstaliśmy, i teraz staliśmy w jakimś ciemnym zaułku wtuleni w siebie.

Carlisle:

    Pozwoliłem mojej ukochanej wtulić się we mnie. Widziałem, że jest przerażona i zdenerwowany, lecz nie dało się nie dziwić jej. Ja sam nie wiedziałem, co mam zrobić. Nagle wszystko przesądziło. Albo Volturi zostawią mnie i Esme w spokoju albo tak spodoba im się jej dar, że nie pozwolą na to, aby nie znalazła się w ich straży, szczególnie z tak potężnym darem.
   - Chciałeś być sam. Dlaczego przyszedłeś? - spytała cieniutkim głosem. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi, wielkimi miodowymi oczami, które za każdym mrugnięciem przykrywał wachlarz hebanowych rzęs.
   - Tylko na chwilę. Gdy tylko wyszłaś, zatęskniłem za tobą. Nie mogłem znieść myśli, że spacerujesz po mieście beze mnie, gdy ONI mogą w każdej chwili wyłonić się zza jakiegokolwiek budynku. To apokryficzne, że myślałem, że chcę zostać sam! - Ostatnie zdanie wypowiedziałem ciszej, sam do siebie.
   - Cii... - Esme pogłaskała mnie po policzku. - Nie obwiniaj się o to, bo to nie twoja wina. Lepiej wracajmy, dobrze?
   - Dobrze. - Chwyciłem ją za jej drobną dłoń i razem wróciliśmy do mieszkania.
    Nikogo w środku nie zastaliśmy oprócz jakiegoś skrawku papieru przyczepionego do drzwi. Napis na nim głosił: ,,Jesteśmy na polowaniu. Będziemy rano. Edward."
   - Czyli zostaliśmy sami - westchnąłem, lecz nie z tego powodu, że nikogo prócz nas nie ma w domu, lecz z tego, że dalej nic nie wymyśliłem, a ślub zbliżał się co dnia.
    Esme zauważyła najwyraźniej moje zmartwienie. Popchnęła mnie delikatnie w stronę ściany, o którą się oparłem. Położyła swoje dłonie na moim torsie i spojrzała mi głęboko w oczy.
   - Widzę, że się martwisz, lecz czy moglibyśmy chodź na jedną noc zapomnieć o tym? - spytała, przy czym lekko się uśmiechała, co przychodziło jej z wielkim trudem.
    Musnąłem ją w jej różowe wargi. Jak za każdym razem poczułem mrowienie w całym ciele. Z każdym dniem zakochiwałem się w tej drobnej istotce od nowa.
   - Kocham cię - wyszeptałem. Zaśmiała się tylko.
   - Kocham cię.
    Zanurzyłem prawą dłoń w jej długich, kręconych, karmelowych włosach, a lewą trzymałem na jej plecach. Złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, lecz jej to nie wystarczyło. Napierała na mnie całym ciałem. Czułem, jak pochłania nas pożądanie drugiej osoby, namiętność, nieopamiętanie.
   - Esme - wyszeptałem, pomiędzy naszymi ciężkimi oddechami.
   - Przepraszam. - Odsunęła się ode mnie, i już chciała odejść, lecz chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem z powrotem do siebie.
   - Nie przepraszaj. Nie masz za co. Codziennie muszę walczyć z tym, co do ciebie czuję. Mam ochotę rzucić się na ciebie i kochać się z tobą tak długo, aż niestarczy nam sił. Kieruje mną pożądanie, które trudno mi zahamować, lecz wiem, że muszę. Jest to dla mnie silniejsze niż pragnienie. Gdy widzę ciebie, krew nie ma znaczenia. Liczysz się wtedy tylko ty, ale wiem, że nie mogę stać się z tobą jednością, chodź tak bardzo tego pragnę. Ale pamiętaj: nigdy nie przepraszaj.
    Moja ukochana patrzyła na mnie. Jej oczy świeciły się. Uśmiechnęła się do mnie. Czułem, że jest szczęśliwa. Ja sam byłem. W końcu wydusiłem z siebie coś, co tak długo trzymałem na smyczy.
   - Carlisle, to były najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam kiedykolwiek, naprawdę. - Przetarła dłońmi oczy, tak jakby płakała. - Nigdy tego nie zapomnę. Jesteś dla mnie wszystkim! - Przytuliłem ją.

_______________________

    Rozdział dedykuję  Charlotte♥. Dziękuje ci za wszystko. ;*
    Z tego rozdziału jestem zadowolona, ale szczególnie z perspektywy Carlisle'a. Nie wiem czemu, ale bardzo mi się podoba, no i mam nadzieję, że wam również. ;* W następnym tygodniu będzie mniej rozdziałów niż w tym, bo mam wypracowanie z polskiego (piszemy na lekcji), kartkówkę z chemii, angielskiego i prawdopodobnie biologii.

wtorek, 11 września 2012

33 Rozdział

                                                                                                              ,,Nie potrzebuję spadochronu
                                                                                                                Kochanie, mam ciebie.
                                                                                                                Wiem, że mnie złapiesz.
                                                                                                                 Złapiesz, kiedy będę upadać."

Esme:

    Wzięłam głęboki oddech i weszłam do sypialni. Anioł siedział na sobie i dalej coś czytał. Usiadłam obok niego i wpatrywałam się w niego; czekałam teraz tylko na jego reakcję, jednak on wciąż nie odwracał wzroku od książki. Musiałam sama jakoś zacząć rozmowę, chodź miałam nadzieję, że to on ją rozpocznie.
    Położyłam prawą dłoń na jego nodze. Spojrzałam na jego twarz. Uśmiechnął się, przy czym odłożył książkę na stoliczek, który był opodal i przeniósł wzrok na mnie.
    Pocałował mnie w czoło, i przechwycił moją dłoń, która nie odrywała się od jego nogi. Spojrzałam najpierw na nią, a potem na jego, a dokładnie w jego oczy. Uśmiechnęłam się. Nagle wszystko, co miałam mu powiedzieć, wyparowało z mojej głowy. 
    W moje włosy wplotła się jego dłoń. Powoli opadłam na sofę, a on był nade mną. Patrzyliśmy sobie w oczy, które po chwili same się zamknęły, kiedy jego wargi spoczęły na moich. Nie myślałam o niczym innym, niż o moim Aniele. Oplotłam ręce wokoło jego szyi, lecz po krótkiej chwili się od niego oderwałam.
    Carlisle spojrzał na mnie zdezorientowany.
    Podniosłam się lekko, równo z nim. Wiedziałam dobrze, że i tak kiedyś będę musiała z nim porozmawiać o tym, co mnie dręczy, więc nie zamierzałam przeciągać tego czasu w nieskończoność, chodź trudno było mi się oprzeć jego pieszczotom.
    Chwyciłam go za dłoń. Patrzyłam na nasze złączone dłonie w jedną piąstkę. Wpatrywałam się w nią dłuższy czas, aż w końcu mój wzrok spoczął na jego przerażonej twarzy. Co mógł sobie w tej chwili myśleć? Teraz zapragnęłam czytać w myślach, by poznać jego.
    Nerwowo przekręcałam pierścionkiem zaręczynowym w prawo, w lewo. Mój Anioł od razu do zauważył. Gdy popatrzyłam na niego, był w całkowitym załamaniu. Właśnie w tym momencie przyszło mi do głowy, co mógł sobie pomyśleć.
   - Nie, to nie o to chodzi! - krzyknęłam, by wyprowadzić go z błędu. Jak mogłam go doprowadzić do tego, aby myślał, że nie chcę już z nim być? Jestem idiotką! - Kocham cię, i uwierz mi, nie zamierzam, jak na razie odchodzić, więc nie pozbędziesz się mnie przez najbliższą, hym... wieczność? - Rozładowałam to napięcie, które czaiło się wokół nas.
   - Liczę na to, że nigdy nie odejdziesz. - Musnął mój policzek. Gdybym mogła, to byłabym właśnie w tej chwili czerwona ze zawstydzenia. - Ale coś cię gryzie. Mi możesz wszystko powiedzieć, pamiętaj.
   - Wiem. - Wzięłam głęboki wdech. Nie wiedziałam od czego mogę zacząć. - Carlisle, jestem przerażona. Nikogo nie znam z twoich przyjaciół, a mam ich poznać wszystkich! Boję się, że palnę jakąś gafę, ale nie to jest najgorsze. Czuje się jak taka mała mrówka, która ma stawić czoło człowiekowi. To niemożliwe, by mi się udało nic złego nie zrobić... - Moje oczy stały się suche. Byłam zrozpaczona.
    Mój ukochany przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. W jego ramionach wszystkie zmartwienia znikały, jak za jednym machnięciem różdżki.
   - Kochanie, niczym się nie przejmuj. Wszystko będzie dobrze. - Pocałował mnie we włosy. - Wierzę, a nawet jestem pewien, że oczarujesz wszystkich, i to nie tylko swą urodą, ale także niespotykanym charakterem. Jesteś mądra, czuła, nigdy nikogo nie odtrącasz. Jesteś jedyna w swoim rodzaju! - Wtuliłam się w niego. Jego słowa wpływały na mnie kojąco. - Nigdy nie myśl, że coś ci się nie uda, a jakby tak nawet było, to pamiętaj, że ja jestem zawsze przy tobie i nigdy nie zostawię cię samej w trudnej sytuacji. Nigdy. - Uwierzyłam mu. Pocałowałam go w usta.
   - Kocham cię. Dziękuje. - Nad głową usłyszałam jego cichy śmiech.
   - Kocham cię. - Posadził mnie sobie na kolana, a ja tylko wtuliłam się w niego. - Rozmawiałem z Eleazar'em o twoim darze. Mam dobre wieści. Jest prawdziwy, lecz musisz dużo ćwiczyć, by go opanować. Jest bardzo niebezpieczny!
   - Czyli to nie są dobre wieści. A jeżeli skrzywdzę ciebie? - Spojrzałam na niego w grymasie zaniepokojenia.
   - Nie masz się czym martwić. Twój dar wyzwala się wtedy, gdy ktoś zamierza cię zaatakować, a ja tego nie będę próbował.
   - Mam taką nadzieję - zaśmiał się.

Carlisle: 

    Przyglądałem się uważnie mojej ukochanej. Pod wachlarzem gęstych, czarnych rzęs kryły się oczy, w których można było utonąć. Zawsze błyszczały tajemniczością i miłością, którą potrafiła okazać każdemu, nie zważając na to kim jest lub był. Nie mogłem uwierzyć, aby ktoś nie pokochał tak niesamowitej osoby, jaką jest ona. Najwspanialsze jest to, że dostałem ją za nic. Dostałem nieziemskiego anioła, który ma być ze mną na zawsze. To było wspaniałe uczucie, wiedząc, że mogę dzielić z kimś moje życie. Marzyłem o tym od zawsze, lecz nigdy bym nie pomyślał, że to właśnie ktoś taki, jak ona może mnie w ogóle pokochać.
    Byłem przerażony, gdy odsunęła mnie lekko od siebie, i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Wezbrała się we mnie myśl, że chce odejść. Pozwoliłbym jej na to, wiedząc, że będzie szczęśliwa, pomimo tego że tak bardzo ją kochałem, chciałem, aby była szczęśliwa każdego dnia, i to nawet wtedy, gdy te dni nie dzieliłaby ze mną.
    Gdy usłyszałem od niej, że to nie o to chodziło i się myliłem, tylko że boi się poznać moich przyjaciół, z jednej strony odetchnąłem ulgą, lecz z drugiej zasmucił mnie fakt, że ona się boi.
   - Co powiesz na spacer? - zaproponowałem. Chciałem, aby się trochę rozchmurzyła.
   - Ale co z... - Popatrzyła w stronę wyjścia, co oznaczało, że chodziło jej o Denali.
   - Wymkniemy się. Nawet nie zauważą, że nas nie ma - zaśmiałem się.
   - Na pewno? - Kiwnąłem głową. - No dobrze. - Chwyciłem ją za dłoń, po czym jedną ręką otworzyłem okno, byśmy mogli przez nie wyskoczyć. - Zachowujemy się, jak para nastolatków, która chce się wymknąć niezauważalnie - roześmiała się.
    Wyskoczyliśmy przez okno, miękko lądując na ziemi. Po drodze zabrałem nasze płaszcze. Ubrałem swój, a drugi nałożyłem na Esme i objąłem ją w pasie. Wtuliła się we mnie momentalnie.
   -  Przeszkadza ci to? - zapytałem sarkastycznie z uśmiechem na ustach.
   - W zupełności nie. - Musnęła swoimi czerwonymi ustami mnie w policzek. - Jak na razie nie mam za bardzo ochoty wracać z powrotem. - Popatrzyła przelotnie na nasze mieszkanie, po czym cicho się zaśmiała.   - Możemy spędzić chwilę razem, bo wątpię, abyśmy przez te dwa miesiące mieli jakikolwiek czas dla siebie.
   - No tak - westchnąłem. Niedługo miał się odbyć dzień, w którym w końcu będę mógł moją ukochaną nazwać panią Cullen. - Nie mogę się już doczekać tego dnia.
   - Ja również. Będzie cudownie, bez względu na to, co się wydarzy, lecz i tak mam nadzieję, że nic strasznego.
   - Yhym. - Objąłem ją jeszcze mocniej. - Gdzie chciałabyś pójść? - Spojrzałem na nią. Najwyraźniej się nad czymś zastanawiała, ponieważ dopiero po chwili odpowiedziała.
   - Nie ważne gdzie, ważne, że razem.
   - Tak to prawda. - Pocałowałem ją w jej karmelowe włosy, na co ona tylko słodko się uśmiechnęła.

________________

    Ta da! Oto 33 rozdział! Podoba mi się, lecz nie wiem, jak wam. ;) Dedykuję go dla niesamowitej cassie. Dziękuje ci za te wszystkie dedykacje, za które muszę się jakość odwdzięczyć! Przy okazji masz niesamowitego bloga, na którego każdy powinien wejść, obowiązkowo! ;* Zapraszam także na tego bloga: http://iionysensitive.blogspot.com
    Następny rozdział powinien pojawić się na weekend lub wcześniej. ;) Kocham was i czekam na wasze komentarze, które tylko dają mi wielkiego kopa do pisania! 

niedziela, 9 września 2012

32 Rozdział

                                                                                                              ,,Rozmowa klei się nawet wtedy,
                                                                                                                gdy jesteśmy przesiąknięci
                                                                                                                całkowitym strachem."

Esme:

    Weszłam do korytarza, by przywitać gości. Ujrzałam w nich trzy blondynki, brunetkę i bruneta. Brunet - Eleazar. Brunetka - Carmen. Tego mogłam się spokojnie domyśleć, a także kim jest jedna z blondynek, której włosy były bardziej pomarańczowe - Tanya. Kleiła się do Edward'a, a ten tylko stał nieruchomo ze spiętymi mięśniami, zaciśniętymi wargami i wytrzeszczonymi oczami. Po tym poznałam, jak ona ma na imię.
    Uśmiechnęłam się lekko do przybyszów, chodź naprawdę w środku umierałam ze strachu.
    W pasie poczułam czyjeś ramiona. Odwróciłam się i ujrzałam mojego Anioła. Uśmiechnął się do mnie, a następnie ten cudowny uśmiech przeniósł na gości.
   - Moja narzeczona, Esme. - Wymawiając te słowa, przytulił mnie jeszcze bardziej. Ja sama nie mogłam się ruszyć. - Esme, to Tanya, Irina, Kate, Carmen i Eleazar. - Po kolei wskazał na każdego.
    Wszyscy posłali mi przyjazny uśmiech.
   - Jak miło cię poznać! - Tanya podbiegła do mnie i wyrwała mnie z objęć mojego ukochanego i przytuliła mnie.
   - Mnie cie-bie t-t-też... - wydukałam.
    Przywitałam się jeszcze z resztą gości i wskazałam każdemu pokoje, które wcześniej przygotowałam. Ucieszyło mnie to, że im się spodobały. Każdy poszedł się rozpakować, dzięki czemu miałam chwilę na to, aby spędzić ją z moim Aniołem.
    Usiadłam obok niego na sofie w sypialni. Czytał jakąś książkę, ale nie za bardzo interesowało mnie jaką. Położyłam głowę na jego ramieniu i teatralnie westchnęłam. Carlisle od razu oderwał się od lektury i spojrzał na mnie z troską.
   - Coś się stało? - spytał. W jego głosie było tyle czułości, że mogłabym się w niej cała zanurzyć i jeszcze by było kilka metrów wzwyż.
   - Nie, nic... - powiedziałam to z przekąsem w głosie. - Poznałam dzisiaj miłą wampirzycę, Lucy. Mogłam sobie wyobrazić minę Carlisle'a na słowo ,,wampirzycę", ponieważ teraz nie patrzyłam na jego twarz. - Gadatliwą, ale miłą. - Uśmiechnęłam się sama do siebie, na wspomnienie rozmowy z nią.
    Popatrzyłam na mojego ukochanego, i gdy miał już coś powiedzieć, ktoś zapukał do drzwi.
   - Proszę - wyszeptał półgłosem. Czyżbym go przestraszyła tym, że poznałam kogoś, kto nie jest człowiekiem? Czy było w tym coś złego? Na pewno nie. On sam zna mnóstwo wampirów...
    W drzwiach ukazał się Eleazer. Wszedł pewnym krokiem do pokoju. Obdarzył mnie uśmiechem. Wstałam ze sofy i oznajmiłam, że pójdę sprawdzić, co się dzieje z Edward'em, bo siedzi w swoim pokoju skulony.
    Carlisle i Eleazer skinęli tylko głową, a ja pokierowałam się w stronę pokoju miedzianowłosego.
    Zanim nawet zapukała, usłyszałam tylko ,,proszę". Weszłam do środka i zaniemówiłam. Edward siedział w kącie i obejmowała swoje nogi szczelnym uściskiem. Usiadłam na sofie i spojrzałam na niego smutnym wzrokiem.
    Chciałam jakąś zacząć rozmowę, lecz on mi natychmiastowo przerwał.
   - Nie daję rady! Tanya mnie zamęczy! Cały czas trzyma mnie za łokieć i opowiada jakieś głupoty o domku w górach! To nie jest do zniesienia! - westchnął i usiadł obok mnie. - Esme, ja nie wiem, czy dam rady spędzić z nią dwa miesiące w jednym domu...
   - Edward, a co ja mam powiedzieć? - Spojrzałam na niego błagalnym tonem. - Nie znam nikogo z przyjaciół Carlisle'a, a niedługo przyjedzie więcej! JESTEM PRZERAŻONA! Nie wiem, czy sobie poradzę... To trudne, szczególnie że jestem z tym wszystkim sama...
   - Nie jesteś sama. Jestem ja i Carlisle i ta Lucy - zaśmiał się. - Masz rację, jest bardzo gadatliwa! - Zaśmiałam się równo z nim, lecz po chwili posmutniałam.
   - Tak, tobie i jej mogę, to powiedzieć, ale boję się pisnąć nawet słowo Carlisle'owi! Nie chcę go tym urazić...
   - Urazić? Czym? Nie masz czym. On cię kocha. Powinnaś mu zaufać i to powiedzieć. On na pewno tego chce. - Poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu.
   - Tak myślisz? - Kiwnął znacząco głową. - Czyli mam stawić czoło czemuś, czego się boję, tak? Zatem ty masz tu zostać i przetrwać te dwa miesiące. Tak Edward nie może być, że ona wciąż będzie myślała, że ma u ciebie jakiekolwiek szanse. Musisz jej pokazać, że ci na niej nie zależy i...
   - Nie, nie będę udawać geja! - W jego głosie było słychać oburzenie, które było udawane.
   - Oczywiście, jak sobie chcesz! - zaśmiałam się. - Ale powiem ci jedno, nie będzie łatwo ją od siebie odgonić. Na całe szczęście jest tylko tobą zauroczona! To nie miłość. - Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. - Ale nie chowaj się po kątach.
   - Ym... To chyba będzie najlepszy pomysł! - Wybuchliśmy śmiechem. - Carlisle został sam, a wiem, że chcesz do niego iść, więc się nie powstrzymuj. - Westchnęłam. - Ale masz mu o tym powiedzieć!
    Podniosłam się z fotela i wyszłam z pokoju Edward'a. Czekała mnie teraz rozmowa z Carlisle'em, czego bardzo, a to bardzo się bałam. Nie wiedziałam czemu, ale nie chciałam mu mówić o tym. Musiałam się jednak przełamać!

_____________________

Rozdział nie za długi, lecz dziś chyba było mnie stać tylko na tyle, i zresztą chciałam zakończyć właśnie w takim momencie, może nie za bardzo ekscytującym, ale momencie! ;d Komentujcie!

poniedziałek, 3 września 2012

31 Rozdział

                                                                                                            ,,Jak pięknie
                                                                                                              jest poznawać drugiego człowieka,
                                                                                                              nie wiedząc dokładnie,
                                                                                                              co go po nim czeka."


Carlisle:

    Zarzuciłem na siebie marynarkę i byłem już gotowy. Miałem wspólnie z Edward'em pojechać po Denali. Mojemu synowi wcale się to nie uśmiechało; był markotny, a na jego ustach widniał wielki grymas niezadowolenia. Nie powiem, że jego dzisiejszy humor mnie nie denerwował, ale doskonale go rozumiałem. Gdyby mi narzucała się kobieta, do której nic bym nie czuł, byłbym w takim samym stanie.
    Esme podbiegła do mnie i poprawiła mój krawat, jak zwykle. Uśmiechnąłem się do niej czule i złożyłem na jej ustach pocałunek. Rozpromieniła się, co bardzo mnie ucieszyło. Uwielbiałem, gdy była szczęśliwa. Odbija się to zawsze na mnie, tak samo jak jej smutek. Nie byłem z tego powodu niezadowolony, wręcz przeciwnie. Łączyła nas silna więź, która była odczuwalna.
    Nigdy mi nie przeszła już myśl, odkąd wyznałem jej swoją miłość do niej, że źle postąpiłem zamieniając ją w potwora, którym ona nie była. Jest zbyt kochana i współczująca, aby nazwać ją potworem.
    Wcześniej opowiedziałem Edward'owi o tym, co zdarzyło się z tym taksówkarzem, który najprawdopodobniej chciał mnie zabić, a z mojej ukochanej zrobić sobie zabaweczkę. Zareagował na to wielkim zdziwieniem, ale stwierdził, - tak samo jak ja - że to prawdopodobnie dar Esme, który tak mocno wpłynął na tego mężczyznę. Nie byliśmy jednak wystarczająco pewni, by stwierdzić to na sto procent, więc zamierzamy poprosić Eleazar'a o to, by nam powiedział, czy Esme faktycznie ma ten dar.
    Eleazar posiadał niesamowity dar, dzięki któremu mógł stwierdzić, czy wampir też jakiś ma i na czym on polega. Był on niegdyś sługą Volturi i był on dla nich bardzo pożyteczny, lecz gdy poznał Carmen zakochał się w niej i postanowił od nich odejść.
    Niechętnie pożegnałem moją ukochaną i wsiadłem do samochodu na miejsce kierowcy, a Edward pasażera. Mieliśmy podjechać po Denali na dworzec. Było to trochę daleko od naszego mieszkania, przez co nie będzie nas około dwóch godzin.
    Popatrzyłem na dom. W progu drzwi stała Esme słodko się uśmiechając, przez co ja także musiałem to zrobić. Moja ukochana cicho się zaśmiała i weszła do mieszkania.
    Edward popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem, na co pokręciłem przecząco głową. Dobrze wiedziałem, że on nie chce ze mną jechać i wolałby robić cokolwiek, niż jechać po naszych gości, a w szczególności po Tanya'ie.
   - Carlisle, proszę! - Jechaliśmy dość szybko, ponieważ chciałem, jak najszybciej wrócić do domu.
   - Edwardzie, nie! - Nie patrzyłem na niego, ale wiedziałem, że na jego twarzy rysuje się gniew zmieszany ze strachem. - Nie możesz dać jej szansy?
   - Nie! - krzyknął. - Ona mnie zamęczy! Mam dość wysłuchiwania tego, jak idiotycznie zdrabnia moje imię, albo zmienia je całkowicie. Chodzi za mną cały czas i pyta mnie o różne głupoty!
   - Daj spokój. Ona jest tylko zakochana.
   - Bez wzajemności! - warknął.
    Nie odpowiedziałem, bo wiedziałem, że Edward nie chce już dłużej ciągnąć tego tematu. Przed oczami stanął mi jego obraz, jak siedzi na fotelu, a koło niego skacze Tanya opowiadając mu coś, lecz on w ogóle nie słucha. Zaśmiałem się w myślach.
   - Nie, to nie jest śmieszne - westchnął.

Esme:

    Przebrałam się w sukienkę z koronkowymi rękawami trzy czwarte w pastelowym różu, a do tego założyłam sandałki na szpilce w tym samym kolorze, co sukienka. Włosy zawiązałam w koczek po boku. Spojrzałam w lustro. Dotąd nie mogłam uwierzyć, że jestem, aż tak piękna! To było niesamowite uczucie.
    Zeszłam na dół, aby dokończyć książkę, lecz usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam.
   Przede mną stanęła wampirzyca. Tak, wampirzyca i do tego obca. Miała białe włosy, które sięgały jej do pasa i czerwone oczy. Spoglądała na mnie w wielkim, przyjaznym uśmiechu.
   - Cześć! - Przywitała mnie. Zdziwiło mnie to zachowanie. - Jestem Lucy Hartley. Niedawno przeprowadziłam się tu z moim mężem, Antonim, i poczuliśmy jakieś wampiry! No więc, ja mówię do niego: ,,a może zobaczymy, kto to?", on powiedział, abym sama szła, więc tak zrobiłam. Chciałam poznać was, ale, ale... Ty masz żółte oczy?! Czekaj, czekaj! Ktoś mi opowiadał o tym, że... - Gadała, jak najęta, ale nie chciałam jej przerywać, to by było niekulturalne - jest jakiś człowiek, a dokładnie wampir, który żywi się zwierzęcą krwią i jej nie wyczuwa! Rozumiesz to!? - Spojrzałam na nią zdziwiona. - Ah! Przecież nie wiem, jak ty masz na imię!
   - Esme - wydukałam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Ta wampirzyca mnie speszyła. - Miło cię poznać! I tak, znam tego wampira. To mój narzeczony. - Uśmiechnęłam się do niej udawanie. Tak naprawdę byłam przerażona. - Może, może wejdziesz do środka? - Wskazałam ręką na wejście do domu.
   - Z przyjemnością! - Obdarzyła mnie ponownym uśmiechem.
    Po chwili znajdowałyśmy się w salonie. Ona usiadła na kanapie, a ja na fotelu. Lucy ponownie zaczęła mówić.
   - Jak to jest żywić się zwierzęcą krwią? - Już chciałam jej odpowiedzieć, lecz ona ciągnęła dalej. - Ja bym tak nie potrafiła. Ludzka krew jest taka wyśmienita... - Rozmarzyła się, lecz zaraz potrząsnęła głową. - Nie, nie mogę tak mówić przy tobie! Przecież ty tego nie pijesz, a zwierzęta pewnie ci nie smakują, a założę się, że z całą pewnością nie chcesz pić ludzkiej, bo to przez to... sumienie! Tak!
   - Nie, wcale tak nie jest. - Zaśmiałam się cicho. - Kilka razy zabiłam ludzi, nie mogłam się powstrzymać, lecz pomimo tego że zwierzęca krew jest gorsza, to nie wybrzydzam. Nie jest taka zła. Zresztą nie potrafiłabym tego od tak rzucić. Robię to w pewnej części dla Carlisle'a, a z z drugiej dla siebie. Nie potrafiłabym zabijać bezbronnych ludzi.
   Lucy pokiwała głową. Zaraz jednak zmieniła temat. Od czasu coś mówiłam, lecz to ją było słychać przez większość rozmowy. Była naprawdę miła. Z tego co słyszałam od Carlisle'a i Edward'a, to wampiry pijące ludzką krew nie są przyjazne, ale to nie wszyscy.
    Popatrzyłam na zegar. Minęły już dwie godziny. Naprawdę z tą wampirzycą czas mija szybko i przyjemnie. Wiedziałam dobrze, że się zaprzyjaźnimy. Ona sama była najwyraźniej na to od początku nastawiona.
    Zobaczyła, że patrzę na zegar.
  - Coś ma być teraz, że tak patrzysz na ten zegar? - Zaśmiała się.
  - Zaraz ma przyjechać Carlisle z jego przyjaciółmi. Stresuję się. Nidy ich nie widziałam. - Lucy wstała, a ja równo z nią.
  - Nie martw się! Będzie dobrze. - Posłała mi dopingujący uśmiech. - Dasz radę! No to ja idę. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! - Uściskała mnie.
   - Ja też.
    Po chwili zniknęła z mieszkania. Pod dom podjechał jakiś samochód. Zaczęło się. Westchnęłam i poprawiłam sukienkę, gotowa przyjąć gości.

______________________

   I jak rozdział? Podoba się? Mnie tak. ;) Nie wiem czemu, bo może nie jest najlepszy, ale jestem z niego zadowolona. :) Komentujcie! <3

Jak minęło wam rozpoczęcie roku szkolnego? 

niedziela, 2 września 2012

Tagi

    Zostałam "otagowana" przez Pochłonięta Marzeniami ♥. Szczerze, to mnie to trochę przeraziło, bo nie za bardzo lubię takie coś, ale co mi szkodzi, prawda? Niestety za bardzo się w tym nie orientuje, ale zrobię co w mojej mocy! ;d

                                                                             Zasady:

1. Po przeczytaniu 11 pytań odpowiadamy na wszystkie na swoim blogu.
2. Następnie wybierasz 10 osób, które tagujesz i zamieszczasz linki do ich blogów.
3. Tworzysz 11 nowych pytań, na które będą musiały odpowiedzieć osoby otagowane.
4. Powiadom osoby wybrane przez ciebie, że zostały otagowane.
5. Daj Taga osobą, które jeszcze go nie miały.

                                                                   Moje odpowiedzi: 

1. Od kiedy interesujesz się pisaniem?
- Od 5 klasy.
2. Czy ty sam uważasz, że masz talent?
- Nie, nie uważam. Jest mnóstwo osób, które nie tylko piszą lepiej ode mnie, ale mają wielki talent.
3. Myślałaś kiedyś o tym, aby wydać książkę?
- Tak, myślałam, ale tylko raz. Może mi się to uda. ;)
4. Czy pisanie sprawia ci przyjemność?
- Bardzo. Szczególnie wtedy, gdy wena mnie rozsadza. ;d
5. Ulubiony serial?
- Nie mam jednego ulubionego, jest ich kilka.
6. Czy zawiesiłaś kiedyś bloga z małej ilości komentarzy lub odwiedzin?
- Nie, pomimo tego że mam więcej obserwujących niż komentarzy, to nie zawiesiłam, ponieważ mam stałych czytelników i ich bardzo kocham! <3
7. Skąd czerpiesz inspirację?
- Z muzyki i wierszy.
8. Kiedy w twojej głowie narodził się pomysł na to opowiadanie i czy od razu ten pomysł rozwinąłeś?
 - Narodził się wtedy, gdy przeczytałam inne blogi o C&E, które niestety są już zakończone, i od razu założyłam z bloga z pomysłem na pisanie. A dokładnie po dwóch dniach, kiedy ten pomysł przyszedł - musiałam go udoskonalić.
9. Ulubiona książka?
- Nie mam ulubionej, tylko ulubione. "Dziedzictwo: Eragon" i "Saga Zmierzch".
10. Ulubione opowiadanie które czytasz w sieci?
- Nie mam. Wszystkie są świetne i dlatego je czytam. Każda ma w sobie coś, przez co jest wyjątkowa.
11.  Czy wiążesz swoją przyszłość z pisarstwem?
- Nigdy nad tym się nie zastanawiałam.

                                         Osoby które wybrałam:

1. http://drowninyourmemory.blogspot.com
2. http://rose-emmett-other-story.blogspot.com
3. http://caroline-klaus-love-for-ever.blogspot.com
4. http://klaus-caroline.blogspot.com
5. http://bella-i-mala-kopia-jego.blogspot.com
6. http://niklaus-caroline.blogspot.com/
7. http://o-zmierzchu.blogspot.com
8. http://nie-igraj-z-miloscia.blogspot.com
9. http://dark-paradise-saga.blogspot.com/2012/08/rozdzia-10.html
10. http://be-safe-and-sound-klaus-caroline.blogspot.com

                                                                   Pytania: 

1. Skąd pomysł na to, aby założyć bloga?
2. Dlaczego piszesz opowiadanie o nich/niej/nim?
3. Skąd masz inspirację na to, aby pisać?
4. Lubisz czytać?
5. Jaki jest twój ulubiony film/filmy?
6. Jaki jest twój ulubiony pisarz/pisarka?
7. Ulubione danie?
8. Czy twoi przyjaciele wiedzą o tym, że piszesz bloga?
9. Ulubiony napój?
10. Kim chcesz zostać w przyszłości?
11. Myślałaś kiedyś o tym, aby wydać książkę?

    Uhh! I mam to z głowy! Mam nadzieję, że nikt mnie nie otaguje, bo nie mam pomysłów na pytania dla was i czasu też nie starcza.