piątek, 18 maja 2012

9 Rozdział

Esme:


    Leżałam na miękkiej pościeli patrząc w sufit. Tak bardzo marzyłam o dziecku, a zostało mi to odebrane. Smutek mnie przepełniał, lecz miałam wyrzuty sumienia, że tak strasznie naskoczyłam na Carlisle. Nie miałam pojęcia co mną wtedy kierowało; nie, nie była to złość. Był to żal, że nie potrafiłam okazać mu swoich uczuć, które żywię do niego. To prawda, bardzo pragnęłam mieć kogoś, na kogo będę mogła patrzeć jak dojrzewa w moich oczach. Nie jest to już możliwe, a ja nadzwyczajnie muszę się z tym pogodzić. Zaczęłam nowe życie.
    Podniosłam się gwałtownie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wyczułam słodki zapach Carlisle. Bałam się otworzyć, gdyż nie wiedziałam co on teraz sobie o mnie myśli. Czy jest na mnie zły? Wściekł? Nienawidzi mnie?
  - Esme... - do moich uszu dostał się muzyczny głos Anioła. - Wiem, że jesteś na mnie zła i zapewne mi nie otworzysz. Przeprasza, za co ci zrobiłem. Nie zdawałem sobie sprawy co będziesz czuła, kiedy dowiesz się, że nie możesz mieć dziecka - wypowiedział to słowo ciszej niż poprzednie, lecz słuchałam dalej. - Przyniosłem coś dla ciebie. Jeżeli zechcesz, to weź to. Zostawię to pod drzwiami.
    Położył to coś delikatnie na ziemi i odszedł, dokładnie to poszedł do jadalni. Zastanawiałam się, czy mam to przyjąć, czy też zostawić to tam i pokazać, że jest mi obojętne wszystko co zamierza mi dać. To byłoby niemądre z mojej strony. Wtedy od razu bym mogła go stracić, a tego nie chciałam.
    Powolutku posuwałam się w stronę drzwi. Wzięłam głęboki wdech i dotknęłam złotej gałki. Otworzyłam je i blisko moich stóp, ujrzałam dość wielkie, białe pudełeczko. Podniosłam je. Było z jedwabiu, delikatne w dotyku. Położyłam prezent na łóżku i odsunęłam się od niego o trzydzieści trzy centymetry. Patrzyłam na nie przez sześć sekund, aż w końcu postanowiłam zobaczyć co znajduje się w środku. Ostrożnie zdjęłam przykrywkę. Gdy moim oczom ukazało się to cudo, sama nie wiedziałam jaki gest pasuje do tej sytuacji.
    Uniosłam lekką, jedwabną, kremowa sukienka. Miała krótki rękawek, który idealnie opinał ramię, nie miała dekoltu, lecz kołnierzyk, a poniżej było pięć guziczków. W tali była przepasana białym paskiem, który był zakryty, ponieważ opadał na nią materiał, lecz dół był prosty. Do tego dostałam białe szpilki i bransoletkę z pereł. Byłam wściekła sama na siebie. Byłam wstrętna względem Carlisle, a on się tak starał. Muszę mu jakoś podziękować.
    Nie musiałam tak długo stać i patrzeć na to cudo. Zdjęłam z siebie moją poniszczoną, brudną od krwi i ziemi sukienkę, a także dodatki, które także były w opłakanym stanie. Przy ściąganiu kwiatka z głowy, na podłogę spadł listek. Jednak kąpiel by się przydała...
    Weszłam do pomieszczenia i nalałam sobie wody do wanny. Patrzyłam jak napełnia się i po chwili mogłam swobodnie wejść. Zanurzyłam kawałek palca u prawej nogi, myśląc, że sparzę się, ale ku mojemu zdziwieniu, poczułam miłe muskanie, więc zanurzyłam całą nogę, a potem drugą, aż w końcu byłam cała zanurzona.

    Wyszłam z łazienki po trzydziestu minutach i w moich dłoniach od razu pojawiła się jedwabna sukienka. Właśnie wtedy poczułam jakiś obcy zapach. Nie był to człowiek, lecz wampir. Usłyszałam szczęśliwego Carlisle, który wita się z jakimś mężczyzną. Nie zwlekałam już, tylko szybko włożyłam na siebie cały komplet, który dostałam od Anioła. Moje włosy upięłam w kok i odważyłam się powoli wyjść z pokoju.
  - Carlisle... - usłyszałam głos młodzieńca, przynajmniej tak mi się wydawało, że jest jeszcze młody. Wiedziałam co chce przez to powiedzieć, usłyszał, że wychodzę z pokoju.
  - Edward, przepraszam - czyli miał na imię Edward, ładne imię. Lecz za co Carlisle go przepraszał? Czyżby za to, że wtrąciłam się w ich życie?
    Powoli zeszłam po drewnianych schodach na dół i ujrzałam ich obu. Wampir, którego nie znałam miał miodowe oczy , jego włosy miały kasztanowy kolor i także był tak piękny jak każdy z naszego gatunku, ale dla mnie zawsze Carlisle będzie bogiem. Edward zaśmiał się, a ja nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Mój wzrok przeniosłam na blondyna, który patrzył na mnie cały czas, lecz gdy i ja na niego spojrzałam, to uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
  - Esme... - wyszeptał, ale zaraz się zatrzymał i opanował swój szczęśliwy głos, co bardzo mnie zdziwiło, czyżby na mnie tak reagował? Na pewno nie. Ten chłopak przyjechał i to z tego powodu się cieszy. A może właśnie ten młodzieniec to jego partner? W życiu by mi to nie przyszło do głowy, ale teraz wydaje się to prawdziwe.
    Edward ponownie się zaśmiał, lecz teraz o wiele głośniej. Carlisle skarcił go wzrokiem.
  - Przepraszam. Nazywam się Edward, ale to już wiesz - podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. - I odpowiadając na twoje rozmyślenie, mówię stanowczo nie!
  - Ale skąd ty... - byłam zdezorientowana.
  - Edward czyta w myślach - powiedział to Carlisle z przepraszającą miną.
  - Och - wyrwało mi się. Czyli moje myśli nie będą już tylko dla mnie?
  - Nie, wyłącznie dla mnie i ciebie. I muszę przyznać, że są bardzo ciekawe - chłopak ponownie się zaśmiał, a ja nie miałam pojęcia co powiedzieć.

Carlisle:


    Byłem wściekły na siebie, że nie uprzedziłem Esme o przyjeździe Edwarda. Nie miałem pojęcia co też sobie pomyślała, gdyż mój adoptowany syn śmiał się w niebo głosy. Słysząc moje myśli, że jestem na niego zdenerwowany od razu przestał i przeprosił ją za swoje zachowanie.
  - Edward to mój adoptowany syn - wyjaśniłem Esme, która wydawała się być spokojna, chodź w takiej trudno być opanowanym. - Przemieniłem go trzy lata temu, ponieważ chorował na hiszpankę i w każdej chwili mógł umrzeć.
  - Masz syna? - popatrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami ze zdziwieniem.
  - Tak, mam. Chciałem coś z wami omówić, ale Edward na pewno już wie o co może chodzić - chłopak przytaknął głową i ruszył w stronę salonu, tak jak chciałem.
    Przepuściłem przed sobą Esme, a następnie sam wszedłem i usiadłem na fotelu, jak pozostali. Ona założyła nogę na nogę i wyprostowana jak struna przypatrywała mi się z ciekawością.
  - Ludzie mogą pytać się mnie skąd się tu wzięłaś, dlatego postanowiłem, że będziesz przyrodnią siostrą Edwarda. Co ty na to? - nie odpowiadała, lecz zaraz się poprawiła i odpowiedziała:
  - Oczywiście, jeżeli to jedyne wyjście - spojrzała w stronę kominka.
  - To dobrze - podążyłem za jej wzrokiem i przyglądałem się językom ognia, które wirowały w kominku.
  - Jest jeszcze jedno wyjście - wtrącił się Edward, a ja i Esme popatrzyliśmy na niego.
  - Tak, Edwardzie? - wahał się przez chwilę, ale odpowiedział.
  - Możecie... Nie, to głupi pomysł - i zanim zdążyłem go zapytać, o co dokładnie mu chodzi, to wampirzym tempem wyszedł z pomieszczenia i pokierował się w stronę swojego pokoju.
    Moje oczy utkwiły w drzwiach w których przed chwilą zniknął mój syn. Usłyszałem jak Esme wstaje z fotela i kieruje się w stronę biblioteczki. Popatrzyłem na nią. Wyglądała cudownie, gdy ogień rzucał na nią światło.
  - Szukasz jakiejś szczególnej książki? - zapytałem podchodząc do niej od tyłu. Odwróciła do mnie głowę i nasze twarze dzieliły dokładnie cztery centymetry.
  - Nie, tylko przeglądam - poczułem na sobie jej cudowny oddech, lecz zaraz odwróciła się z powrotem w stronę biblioteczki. Odsunąłem się od dwa metry.
  - Będę już szedł. Poradzisz sobie?
  - A gdzie idziesz? - odeszła od książek i zbliżyła się o metr.
  - Wybieram się do pracy.
  - A tak, zapomniałam - założyłem na siebie czarny płaszcz. - I tak, poradzę sobie.
  - Będę za dziesięć godzin - podeszła bliżej i ostrożnie uniosła dłonie, a następnie poprawiła mi kołnierzyk. Przypatrywałem się jej i zapamiętywałem każdy szczegół z twarzy Esme.
  - Przepraszam - opuściła bezwładnie ręce i cofnęła się kawałek. - To z przyzwyczajenia.
  - To nic. Powinienem raczej ci podziękować - uśmiechnąłem się do niej, a ona to odwzajemniła i ukazały się jej białe i idealne perełki.
    Podszedłem do drzwi wyjściowych i otworzyłem je na oścież.
  - Dobranoc - była godzina dwudziesta druga pięćdziesiąt.
  - Dobranoc, Carlisle - odpowiedziała, a ja wyszyłem z domu i pokierowałem się w stronę szpitala.

_________________________________________________________________________________________________________

I jak? Mam nadzieję, że się podoba i zapraszam do komentowania, bo w ostatnim rozdziale mnie zawiedliście z komentarzami i zrobiło mi się przykro, więc mam nadzieję, że teraz to nadrobicie.

5 komentarzy:

  1. Ekstra rozdział ! Naprawdę bardzo mi się podoba ! Z niecierpliwością czekam na nowy ! Pozdro :* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. yep, nie mogłam się doczekać! w końcu edward! <333 YEEAH! mogłabyś robić troszkę dłuższe rozdziały..? :D są naprawdę super ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, ale dziwi mnie tylko jedno. Jak oni znają takie dokładne miary? "dokładnie 4 centymetry" Zaskoczyło mnie to.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo fajny, zresztą jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Momentami myślałam że czytam książkę od geometrii XD
    33cm, 4cm, 2m, 1m... XD
    Ale ogólnie super rozdział!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz i ten miły i ten nie, lecz na razie się takowy nie zdarzył i jestem dzięki temu bardzo szczęśliwa!
Proszę nie umieszczanie tutaj reklam swojego bloga, bo zostanie to natychmiastowo usunięte!
Pod waszymi komentarzami zostawiajcie linki do waszych blogów. Na pewno je odwiedzę. ;)