Esme:
Kiedy poczułam dłoń Carlisle na moim ramieniu, coś we mnie zakwitło od nowa. Spojrzałam na nią, a on od razu zabrał ją. Chciałam go zatrzymać, ale czy było to odpowiednie?
W gardle miałam płonie; ogień nie wychodził poza nie, tylko był tam cały czas i sprawiał mi ogromne płomienie. Jedyne o czym marzyłam, to to, by ktoś dał mi szklankę lodowatej wody, która uśmierzy pożar. Przypomniała mi się moja przemiana; nie chciałam tego pamiętać, lecz moje myśli wciąż powracały do tego od nowa i od nowa.
Czułam jak ogień rozprzestrzenia się w szybkim tempie po moim ciele. Nie dałam rady tego powstrzymać; pragnęłam aby ktoś mnie dobił, gdyż myślałam, że i tak już umieram. Języki ognia naprawiały moje rany z bólem, który nie był do opisania. Każda część mojego ciała krzyczała; wołała o pomoc. Kiedy wszystko się uspokajało, moje serce zabiło ostatni raz, wygięłam się w łuk, jakby coś mnie uniosło. Był to moje najgorsze przeżycie w moim całym ludzkim życiu. Nawet ten ból, który sprawiał mi Charles, nie był tak okropny. Kiedy otworzyłam oczy, wszystko było takie wyraźne. Słyszałam najmniejszy szelest, widziałam kurz, który unosił się w ciemnościach panujących w pokoju, w którym się znajdowałam. Nic już nie było takie same; wszystko widziałam lepiej i słyszałam. Świat wydał się piękniejszy.
Doszliśmy do lasu na obrzeżach miasteczka. W koło nas śpiewały różne gatunki ptaków, tak łatwo było mi je odróżnić od siebie. Wróbel, sójka, skowronek, słowik. Tworzyły piękną muzykę dla moich uszów, które odbierały wiele dźwięków, lecz wciąż chciały słyszeć ten jeden.
- Carlisle... - szłam obok niego i patrzyłam cały czas na niego, gdy on rozglądał się w koło.
- Tak? - spojrzał na mnie. Jego wzrok był taki kojący; całe zdenerwowanie, które towarzyszyło mi od samego początku, gdy wymówił słowo "polowanie", zniknęło w jednej sekundzie.
- Ja... Nie mam pojęcia o polowaniu - zaśmiał się cicho pod nosem; ten śmiech był taki dźwięczny, jakby najpiękniejszy instrument na świecie wygrywał przepiękną piosenkę.
- Spokojnie - zatrzymał się, a ja zrobiłam to samo. Obróciłam się do niego, a on do mnie. - Dasz rade, Esme, gdy tylko wyczujesz swoją ofiarę, głód pokieruje tobą w stronę zapachu - o jakim zapachu mówił? Nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić, lecz przytaknęłam głową.
Staliśmy po środku lasu; wywnioskowałam to, dzięki moim zmysłom. Droga tutaj zajęła na ponad godzinę, ponieważ nie użyliśmy wampirzego tempa, o którym Carlisle mi wspominał, lecz jeszcze go nie wypróbowałam, tak samo jak mojej siły. Twierdził, że jako nowo narodzony wampir, jestem od niego silniejsza; nie powiedział mi przez ile to będzie trwało, ale za to wiedziałam jedno, że mogę wyrządzić mu krzywdę, a tak bardzo tego nie chciałam. Do tej pory nie zetknęłam się z nim, jedynie to on położył swoją dłoń na moim ramieniu. Przypominając sobie to, przechodziły po moim ciele przyjemne ciarki.
- Czujesz coś? - anielski głos wyrwał mnie z zamyśleń. Przymknęłam powieki i pozwoliłam powietrzu przeniknąć przez moje nozdrza. Poczułam cudowny zapach; pobiegłam w jego stronę, kierowało mną pragnienie. Przemieszczałam się w niezwykłym tempie. Wiatr rozwiewał mi włosy i chodź biegłam z niezwykłą szybkością, to nie wydawałam żadne szelestu, przynajmniej z perspektywy człowieka. Wampir spokojnie mógł wychwycić mój każdy ruch.
Zanurzyłam swoje zęby w czymś miękkim; nie miałam pojęcia co to, moje oczy były zamknięte. Do moich ust dostał się, niesamowity w smaku, płyn. Wdarł się do mojego przełyku. Jego smak nie można było opisać; nigdy nie doświadczyłam takiej przyjemności, nigdy nie miałam nic podobnego w ustach.
Przepyszny płyn nagle się skończył, a ja powoli podniosłam powieki do góry. Ujrzałam w swoich rękach jelenia. Rzuciłam go gwałtownie na ziemię i odsunęłam się od niego o kilka metrów. Patrzyłam na martwe zwierzę z niedowierzaniem. Poczułam na swoich ramionach czyjeś dłonie. Wiedziałam dokładnie do kogo należały; ponownie przymknęłam oczy i miałam nadzieję, że ten sen nigdy się nie skończy. Każdy gest ze strony Anioła, był dla mnie jak dar z nieba.
- Esme, powinniśmy już wracać - momentalnie otworzyłam powieki. - Chociaż, że chcesz jeszcze zapolować - wstałam i otrzepałam sukienkę z liści.
- Nie, nie trzeba - odwróciłam się do niego, a jego ręce powędrowały wzdłuż jego ciała wraz z moimi oczami, które po chwili spojrzały na niego, zdając sobie sprawę z tego co robią.
- Na pewno?
- Chyba tak - naprawdę byłam jeszcze głodna, ale jeżeli on chciał wracać, to nie zamierzałam zabierać mu więcej czasu.
- Widzę, że jesteś spragniona. Poczekam - zawahałam się na chwilę.
- Dobrze. To zajmie mi tylko minutę, obiecuje.
- Nie spiesz się - usłyszałam to, biegnąc przed siebie, a dokładniej za moją zdobyczą w której pragnęłam zatopić zęby i bezwładnie napajać się smakiem krwi.
Najedzona wróciłam do Carlisle, który opierał się o drzewo i czekał na mnie. Był taki spokojny i opanowany. Nigdy nie widziałam kogoś takiego jak on, i nie mówiłam tu o jego cudownej urodzie, tylko o czymś więcej...
- Czemu ty nie zapolowałeś? - podeszłam do niego, a on nawet nie drgnął.
- Zapolowałem, kiedy ty uśmiercałaś swój pierwszy obiad - zaśmiał się i znów usłyszałam ten cudowny dźwięk, który brzęczał w moich uszach. - Wracamy?
- Oczywiście - przytaknęłam za pomocą słów i gest skinieniem głowy. Pobiegliśmy wampirzym tempem z powrotem do domu. Kiedy on przebywał blisko mnie, czułam się niesamowicie; to uczucie nie było do opisania.
W przeciągu dwóch minut znaleźliśmy się z powrotem. Moja sukienka nie była już kremowa; teraz jest zakurzona i brudna od ziemi i liści. Zniszczyłam tak piękny prezent od Anioła. Popatrzyłam na nią i on także.
- Kupię ci nową, kilka, gdyż jedna z pewnością ci nie wystarczy - tak bardzo nie chciałam by kupował mi cokolwiek, a szczególnie te drogie ubrania i dodatki.
- Wystarczy mi jedna - podszedł do mnie na tyle blisko bym czuła jego oddech na moim czole.
- Ależ Esme, dla mnie to żaden problem - uśmiechnął się do mnie; ujrzałam trzydzieści dwie bialutkie perełki w jego ustach. Patrzyłam na nie jak zahipnotyzowana, lecz zaraz odzyskałam rozum i uniosłam głowę by spojrzeć na niego.
- Za to co ci zrobiłem powinienem to jakoś wynagrodzić - zawahał się na chwilę, ale mówił dalej. - Odebrałem ci nadzieję na dziecko - jego twarz spochmurniała. O co mu chodziło? Czyżbym nie mogła mieć... Nie! Ale... Jak on mógł?! Nie lepiej było mnie zabić!
Widziałam w jego oczach strach i zawstydzenie.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! - krzyknęłam dość głośno, a moja twarz przybrała na początku gniewny wyraz, ale zaraz zmieniła się w smutny. Poczułam jak moje oczy stają się suche.
- Esme, przepraszam - był zawiedziony na samego siebie. Wampirzym tempem udałam się do swojego pokoju, który został mi wcześniej przydzielony i rzuciłam się na łóżko; nie miałam ochoty go widzieć. I tak wiedziałam, że mu wybaczę, lecz nie teraz, to za wcześnie. Łączyła mnie z nim jakaś więź, ale tylko jaka?
_____________________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Liczę na wasze komentarze! Zapraszam także na bloga koleżanki: rose-emmett-other-story.blogspot.com
piękny rozdział, biedna Esme nie może mieć dzieci ;/
OdpowiedzUsuńNotka ekstra ! Mogłabyś mnie informować na moim nowym blogu http:let-start-with-forever.blogspot.com/ ? Będę wdzięczna ! Czekam na nn:D
OdpowiedzUsuńPS: Może poznasz mnie po nicku :D
super :D ale kurde wciąż czekam na edka! PS: fajny awatar xd sexy daddy haha
OdpowiedzUsuńŚwietny. Bardzo mi się spodobało. Biedna Esme. Ale pewnie jak spotka Edwarda, to mu wybaczy...
OdpowiedzUsuń