piątek, 14 września 2012

34 Rozdział

                                                                                                                   ,,Czasem jest radość,
                                                                                                                     a czasem smutek.
                                                                                                                     Lecz teraz przeważa to drugie,
                                                                                                                     przez co cierpimy obojga."

Esme:

    Prawie każdy dzień spędzałam z Lucy. Poznałam również jej małżonka, Antoniego. Wydawał się bardzo gburowaty. Nie rozumiał, jak można żywić się krwią zwierzęcą, lecz zaraz przestał to komentować, gdy moja przyjaciółka - mogłam spokojnie ją tak nazywać, a ona mnie; przy niej czułam się swobodnie - skarciła go za to, i powiedziała, że każdy jest inny. Jednak dało się go nawet polubić po pewnym czasie, jednak wciąż chodził zagniewany, przez co śmiesznie ze sobą wyglądali. Ona była cały czas roześmiana, a on cały czas był w gniewie, lecz kochali się ponad wszystko, no i właśnie to było najważniejsze.
    Weszłam do mieszkania. Słyszałam przestraszone głosy wszystkich, którzy przebywali w domu. Szybkim krokiem poszłam do salonu i zastałam wszystkich siedzących, ze zmartwionymi minami.
   - Coś się stało? - spytałam. Moją uwagę przykuła jakaś kartka, zapisana ozdobnymi literami.
    Podeszłam do stolika i wzięłam ją do rąk. Wszyscy patrzyli z uwagą na mnie, oprócz Anioła. Miał spuszczoną głowę. Cierpiał. Czułam to dokładnie, i bolało mnie to, że nie widzę uśmiechu na jego twarzy. Przez to sama cierpiałam.
    Popatrzyłam na list, jak się okazało, i zaczęłam czytać z wielkim niedowierzaniem.

        Drogi Carlisle

       Słyszałem, że zamierzasz już niedługo stawić się na ślubnym kobiercu. Szczerze, to nigdy nie    wierzyłem, by znalazł się ktoś odpowiedni dla ciebie, ktoś kto zaakceptuje twój wegetarianizm, i co najważniejsze, czy ty tą osobę pokochasz, a dobrze wiem, że w twoim przypadku to najtrudniejsze zadanie. Jednak znalazłeś tą osobę. 
        Nie wiedzą, czy pamiętasz jeszcze o mnie, twoim przyjacielu, chciałem się upewnić, czy jestem na liście gości. Chętnie bym zobaczył twoją wybrankę. Podobno, jak donoszą, jest niezwykłej urody, a do tego posiada jakiś dar. Czyżby to była prawda? Czyżby ukrywasz przede mną takie cudo w wampirzej postaci? Niemożliwe! 
        Chciałbym się przekonać, czy plotki o niej są prawdziwe. Już niedługo się spotkamy. 

                                                                                                                                                Aro

    Kartka wypadła mi z rąk i bezgłośnie wylądowała na ziemi. Popatrzyłam po twarzach wszystkich. Wszyscy byli przerażeni i przejęci, lecz jedna osoba zwróciła moją uwagę najbardziej. Był zagubiony i pierwszy raz nie wiedział, co ma zrobić.
    Usiadłam obok niego i przytuliłam go. Odwzajemnił mój uścisk. Czułam, jak się cały trzęsie. Bał się. Bał się o mnie.
   - Co zrobimy? - spytałam szeptem.
   - Ni-nie wiem - wyjąkał. W jego głosie było słychać ogromny strach. - Oni mogą mi cię zabrać. Ja... ja... Nie! - Wyszedł szybkim krokiem z salonu.
    Od razu się podniosłam i zamierzałam pobiec za nim, lecz ręka Edward'a zagrodziła mi drogę. Spojrzałam na niego ze złością w oczach.
   - Nie, Esme. On chce teraz zostać sam. - Zaś w jego głosie było słychać ogromną gorycz.
   - Ale... - wyszeptałam. Chciałam się znaleźć, jak najszybciej przy moim Aniele.
   - Proszę. Nie rób tego. - Kiwnęłam głową, lecz nie zamierzałam zostać ani chwili dłużej w środku. Musiałam wyjść.
    Chwyciłam w biegu płaszcz i wybiegłam na dwór. Niebo było całkowicie zasłonięte szarymi chmurami, tak jak ja. Moje oczy stałe się suche. Cicho jęknęłam z rozpaczy. Co będzie? Co będzie z nami? Co będzie ze mną i Carlisle'em? Bałam się o niego, nie o siebie.
    Szłam uliczkami. Wiele przechodni patrzyło na mnie z wielką uwagą, lecz nie przykuwał ich mój stan, ale moja uroda. Przecież nie zawsze można zobaczyć pięknego wampira! W tej chwili chciałam, abym umarła wtedy, gdy skoczyłam z klifu, lecz zaraz skarciłam się za tą myśl. Nie mogę tak myśleć! To właśnie teraz jestem szczęśliwa!
    Oparłam się o jakiś budynek, lecz zaraz osunęłam się w dół i skryłam głowę w kolanach.
    Nie wiem ile siedziałam w tej pozycji, lecz był to z pewnością długi czas. Ciągnąłem się w nieskończoność.
    Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Moja wzrok od razu spojrzał na tego kogoś, kto zakłócał mi moje cierpienie. Patrzyłam prosto w jego oczy. Po chwili byłam już w jego ramionach. Głaskał mnie delikatnie po plecach i szeptał do ucha, że wszystko będzie dobrze.
   - Carlisle, ja się boję...
   - Nie pozwolę cię skrzywdzić, nigdy. - Pocałował mnie w czoło.
   - Nie boję się o mnie, lecz o ciebie. - Wstaliśmy, i teraz staliśmy w jakimś ciemnym zaułku wtuleni w siebie.

Carlisle:

    Pozwoliłem mojej ukochanej wtulić się we mnie. Widziałem, że jest przerażona i zdenerwowany, lecz nie dało się nie dziwić jej. Ja sam nie wiedziałem, co mam zrobić. Nagle wszystko przesądziło. Albo Volturi zostawią mnie i Esme w spokoju albo tak spodoba im się jej dar, że nie pozwolą na to, aby nie znalazła się w ich straży, szczególnie z tak potężnym darem.
   - Chciałeś być sam. Dlaczego przyszedłeś? - spytała cieniutkim głosem. Patrzyła na mnie swoimi pięknymi, wielkimi miodowymi oczami, które za każdym mrugnięciem przykrywał wachlarz hebanowych rzęs.
   - Tylko na chwilę. Gdy tylko wyszłaś, zatęskniłem za tobą. Nie mogłem znieść myśli, że spacerujesz po mieście beze mnie, gdy ONI mogą w każdej chwili wyłonić się zza jakiegokolwiek budynku. To apokryficzne, że myślałem, że chcę zostać sam! - Ostatnie zdanie wypowiedziałem ciszej, sam do siebie.
   - Cii... - Esme pogłaskała mnie po policzku. - Nie obwiniaj się o to, bo to nie twoja wina. Lepiej wracajmy, dobrze?
   - Dobrze. - Chwyciłem ją za jej drobną dłoń i razem wróciliśmy do mieszkania.
    Nikogo w środku nie zastaliśmy oprócz jakiegoś skrawku papieru przyczepionego do drzwi. Napis na nim głosił: ,,Jesteśmy na polowaniu. Będziemy rano. Edward."
   - Czyli zostaliśmy sami - westchnąłem, lecz nie z tego powodu, że nikogo prócz nas nie ma w domu, lecz z tego, że dalej nic nie wymyśliłem, a ślub zbliżał się co dnia.
    Esme zauważyła najwyraźniej moje zmartwienie. Popchnęła mnie delikatnie w stronę ściany, o którą się oparłem. Położyła swoje dłonie na moim torsie i spojrzała mi głęboko w oczy.
   - Widzę, że się martwisz, lecz czy moglibyśmy chodź na jedną noc zapomnieć o tym? - spytała, przy czym lekko się uśmiechała, co przychodziło jej z wielkim trudem.
    Musnąłem ją w jej różowe wargi. Jak za każdym razem poczułem mrowienie w całym ciele. Z każdym dniem zakochiwałem się w tej drobnej istotce od nowa.
   - Kocham cię - wyszeptałem. Zaśmiała się tylko.
   - Kocham cię.
    Zanurzyłem prawą dłoń w jej długich, kręconych, karmelowych włosach, a lewą trzymałem na jej plecach. Złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, lecz jej to nie wystarczyło. Napierała na mnie całym ciałem. Czułem, jak pochłania nas pożądanie drugiej osoby, namiętność, nieopamiętanie.
   - Esme - wyszeptałem, pomiędzy naszymi ciężkimi oddechami.
   - Przepraszam. - Odsunęła się ode mnie, i już chciała odejść, lecz chwyciłem ją za nadgarstek i przyciągnąłem z powrotem do siebie.
   - Nie przepraszaj. Nie masz za co. Codziennie muszę walczyć z tym, co do ciebie czuję. Mam ochotę rzucić się na ciebie i kochać się z tobą tak długo, aż niestarczy nam sił. Kieruje mną pożądanie, które trudno mi zahamować, lecz wiem, że muszę. Jest to dla mnie silniejsze niż pragnienie. Gdy widzę ciebie, krew nie ma znaczenia. Liczysz się wtedy tylko ty, ale wiem, że nie mogę stać się z tobą jednością, chodź tak bardzo tego pragnę. Ale pamiętaj: nigdy nie przepraszaj.
    Moja ukochana patrzyła na mnie. Jej oczy świeciły się. Uśmiechnęła się do mnie. Czułem, że jest szczęśliwa. Ja sam byłem. W końcu wydusiłem z siebie coś, co tak długo trzymałem na smyczy.
   - Carlisle, to były najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam kiedykolwiek, naprawdę. - Przetarła dłońmi oczy, tak jakby płakała. - Nigdy tego nie zapomnę. Jesteś dla mnie wszystkim! - Przytuliłem ją.

_______________________

    Rozdział dedykuję  Charlotte♥. Dziękuje ci za wszystko. ;*
    Z tego rozdziału jestem zadowolona, ale szczególnie z perspektywy Carlisle'a. Nie wiem czemu, ale bardzo mi się podoba, no i mam nadzieję, że wam również. ;* W następnym tygodniu będzie mniej rozdziałów niż w tym, bo mam wypracowanie z polskiego (piszemy na lekcji), kartkówkę z chemii, angielskiego i prawdopodobnie biologii.

15 komentarzy:

  1. dzięki za dedykację ;*

    rozdział jest wspaniały
    jak zwykle zresztą

    a ci Volturi,to się zawsze wtrącają ;d

    u mnie jutro nowy

    OdpowiedzUsuń
  2. JA. PIERDOLE.
    napisałam ci długi komentarz i to gówno mi zżarło i go tu w dupe nie widze! no nie wierze, kto w ogóle zajmuje się blogspotem, chyba jakiś wsiur! ;O jeśli znów zniknie mi komentarz, wyskoczę przez okno.
    okej, więc od nowa. w końcu zaczęło się coś dziać! ;D nie, żeby wcześniej sie nie działo xd świetny pomysł z tymi volturimi i wg z darem esme, już ci to mówiłam xd miło, że esme znalazła sobie przyjaciółkę lucy i poznała jego kapciowatego męża, który może tylko wydaje się byc kapciowaty. chociaż może naprawdę jest, zobaczymy mam nadzieję, w późniejszych rozdziałach. myślę, że będzie się coś z nimi działo w dalszych częściach, będą jakimiś tajniakami aro, czy coś. byłoby świetnie!
    ostatnia część zmiotła mnie z krzesła i teraz jestem po kolana w glebie xd ta przemowa carlisla była wręcz NIEBYWAŁA! xd zbiera mi się na poezję, ale wiem, że i tak przeczytasz resztę komentarza.
    zawiało od carlisla niczym z czarnobyla. nie mówie, że śmierdzi, czy coś, ale poczułam w nozdżach nowość! bitch please, to było piękne! xd w końcu przyznał, że jest takim samym zboczonym dzikusem jak reszta samców. i ja ;D tylko nie myl mnie z samcem. haha, mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach znów będzie przyznawał, że w swojej blond główce marzy o analu i wydupczeniu esme.

    T.D.H.

    PS; mówiłam, że w kolejny komentarz będzie dłuższy?! jasne, że tak, hansmen nigdy nie kłamie! ;o
    PS2; kupisz se ksiażkę niekrytego?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale strasznie mnie to wciąga :)
    Przemowa Carlisle - wow, ale bajer!
    Chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział - Niesamowity! ♥ Świetnie piszesz ;D Tak jak T.D.H. mam nadzieję, że ktoś będzie szpiegiem Aro np. Lucy i/lub jej mąż ;D. Przemowa Carlisla była boska . xdd Udowodnił, że w głowie mu to co innym istotom płci męskiej ;D. Nie mogę się doczekać, kiedy wparaduje Aro . xdd No to, życzę weny, żebyś mogła dalej pisać tę cudną opowieść i ten moment... kiedy Aro wparaduje na wesele . ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa.. i jeszcze u mnie nn ;) http://rosemare-collins-my-story.blogspot.com/

      Usuń
  5. Świetny rozdział. Strasznie mi się podobał, a to co Carlisle wyrzucił z siebie na końcu... No cóż nie mam co więcej pisać, bo to było świetne i z wieeelką niecierpliwością czekam na kolejny, więc pisz szybko. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle fajny. Skąd ty bierzesz te pomysły? Carlisle też udowodnił że nie zgrywa tutaj księdza, tylko też ma zboczone myśli xD
    Kurcze, mniej rozdziałow... Że też ci nauczyciele muszą już na początku roku robić sprawdziany.
    Volturi się jak zwykle wtrącają. Ten cały zmierzch mi tak popierdzielił w głowie, że jak kiedyś koleżanka powiedziała ,,chodźmy do ARO" [taki sklep] to ja się spytałam gdzie mieszka Aro. Heeheh
    No to czekam na kolejny rozdział ;D
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział. Na prawdę, strasznie mi się podoba. :)
    Wkurzają mnie Volturi, zawsze się muszą czegoś przyczepić, no.

    Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  8. O KURWA ale Carlisle mnie zadziiwił! ŁOO!! Udowodnił wkońcu że jest takim samym zboczkem jak inni faceci,no,to sie rozumie;D
    To fajnie że Esme zaprzyjaźniła się z Lucy,wiesz że ona kojarzy mi się z tą Lucy z Rancza? Paranoja muwie Ci! Trace już łeb na stare lata;( hehh,muwi sie trudnoooo.
    No i z krzesła spadłam jak przeczytałam jak Carlisle się jąka!! TAKI facet zawsze nasz spokojny opanowany Carlisle a teraz się boi(baba:P) hehe,no.
    I się tak ucieszyłam że bedo Volturi:D Bo ja ich bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo lubie,wiesz:D.Bardziej od Cullenów ale nie muwie że tamci nie so spoko bo so spoko,ale wole Volturi;D.
    I jak zerknełam na ten list to od razu wiedziałam że to na pewno Volturi no bo wiesz intuicja:D.
    I nie moge sie doczekać aż nasz Aro wkroczy do domu Carlisla i jake bendo jaja jak zacznie swojo przemowe i jak będzie rechotać z byle powodu:D łatwo go przejrzeć.Nie moge się już doczekać,ciekawe czy bedzie jakaś bijatyka bo STRASZNIE lubie bujki;D
    No i jestem bardzo ciekawa jak ich opiszesz te ich charakterki i wg.Wiesz fajnie by było jak by było na luzie i ze śmiechem.Ze śmiechem na pewno;D.A jak chodzi o luz to mam pomysła,może go wykorzystasz:
    Aro wchodzi do domu Carlisle'a.Ma na głowie irokeza:D no i take superowe ciuchy,dzinsy no i jakoś fajno bluze z kapturem, A!! i przede wszystim okulary,no a za nim wchodzo jego bracia:Kajtek z majtek i Maciek z klanu:PP;D
    i też majop bajeradzkie ciuchy;).A potem straż też na luzie.No i fajnie by było jakby gadali ze śmiechem np:
    Aro:Siema ziom,dawno żeśmy sie nie widzieli,co u cb? Pokaszam swojo piękno foczke:P.
    No i wiesz pozostali też mogli by gadać w tym stylu:D
    Ja nie bende Ci pisała bo jeszcze sie rozgadam i co wtedy:(
    Mi tam nie przeszkadzajo,Volturi.Jak szukajo jakiś wykroczeń to są tacy słodcy:P Najslodszy jest wtedy Kajtek jak nie bendo sie bić:PP taki zagniewany jak dziecko:DD hehe no.
    A i fajnie by było jakby ta Lucy i jej mężuś(sknera)byli szpiegami Aro:D.
    Dałam Ci zajebiste pomysły i mam nadzieję że chociaż jeden wykorzystasz,bo będzie mi smutno wiesz:'(.
    No ale nie będę się tu rozklejać bo co sobie ludzie pomyślo.
    No i tak na sm koniec(nareście)chcem wspomnieć że czekam ze zniecierpliwieniem na VOlturi:D i oczywiście nn
    w kturej mogą być Volturi albo co;D.
    Dzisiaj miałam wyjątkowo wene i sie tak jakoś rozpisałam;D jestem ze siebie dyumna;DD
    Pozdrawiam i życzem wenki;**:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział zwłaszcza jak Carlisle się jąkał :D A i popieram komentarz nade mną o tej bujce może między Carlislem i Arem lub coś w tym stylu:)
    Czekam z niecierpliwością na NN.

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz strasznie dużo czytelników wiesz,bo jak sie staram być pierwsza to ktoś mnie zawsze wyprzedza:(
    Bardziej sie przyłoże:)
    A jeśi chodzi o rozdział to jak zawsze świetny.Zdziwiło mnie zachowanie Carlisle'a i list od Aro.Ale na pewno będzie ciekawie;D.Już sie nie moge doczekać.
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zawsze superowe;D
    Super że Aro napisał bo robiło sie już nudno;)
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  12. podoba mi się :) sama też piszę, z chęcią będę czytać :)
    do zobaczenia ;D
    http://fratyna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszystko fajnie i super sie czyta:)
    Zapowiadają się ciekawe wydarzenie;D
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz i ten miły i ten nie, lecz na razie się takowy nie zdarzył i jestem dzięki temu bardzo szczęśliwa!
Proszę nie umieszczanie tutaj reklam swojego bloga, bo zostanie to natychmiastowo usunięte!
Pod waszymi komentarzami zostawiajcie linki do waszych blogów. Na pewno je odwiedzę. ;)