sobota, 22 września 2012

35 Rozdział

                                                                                                                  ,,Wspomnienia szybko blakną,
                                                                                                                     nawet te najbardziej
                                                                                                                     przez nas pożądane."

Esme:

    Carlisle poszedł na nocną zmianę do szpitala. Od tygodnia już pracował, co niestety mi się nie za bardzo podobało, ponieważ spędzałam z nim mniej czasu, jednak nie chciałam, aby przeze mnie nie robił czegoś, co jest jego pasją. Wiem dobrze, że od zawsze medycyna go interesowała. Nie mogłabym mu tak po prostu zabronić robić to, co kocha; byłoby to nie fair. Cieszy mnie to, jak zawsze wraca i jest uśmiechnięty od ucha do ucha. Siadamy zawsze w naszej sypialni na sofie, a on opowiada, co wydarzyło się w szpitalu, jak na przykład jak jakiś mężczyzna miał chorobę parkinsona. Widziałam cierpienie na jego twarzy, gdy o tym wszystkim opowiadał. Chciał dla każdego, jak najlepiej. Był dobrym wampirem, nigdzie nie można było znaleźć drugiego takiego, jak on. Zawsze słuchałam go z wielką uwagą. Jego każde słowa wlatywało do mnie i nie odchodziło. Było to niesamowite uczucie.
    Zeszłam na dół. Opuszkami palców wodziłam po drewnianej poręczy.
    Do moich uszu doszła wspaniała melodia wykonywana na pianinie. Dochodziła z salonu, gdzie od razu się udałam. Była smutna. Kryło się w niej tyle emocji, które targały osobę, która ją grała. Od razu wiedziałam kto to. Muzyk ten długo się wstrzymywał. Dobrze widziałam, jak zawsze patrzy na pianino i czeka tylko na okazję, która dziś nadeszła. Denalczycy wybrali się na zakupy, przez co w domu zostałam tylko ja i Edward.
    Oparłam się o framugę drzwi od salonu i wpatrywałam się w miedzianowłosego. Miał przymknięte powieki i skupiony wyraz twarzy. Jego zwinne palce chodziły zręcznie po klawiszach z wielkim potencjałem, jaki miał muzyk.
    Uśmiechnęłam się sama do siebie. Rzadko zdarzała mi się okazja, abym mogła posłuchać gry Edward'a, co bardzo mnie uszczęśliwiło, że dziś miałam szczęście. Grał pięknie i z wielką pasją.
    Podeszłam do niego i położyłam swoje dłonie na jego ramionach. On jednak dalej kontynuował grę, jakby mnie tu nie było. Wsłuchiwałam się uważnie w każdą nutkę, aż do końca. Nie wiem ile to trwało, ale był to miły czas.
    Gdy Edward zakończył grać, odwrócił się w moją stronę. Posłał mi uśmiech pełen bólu. Co go trapiło...
   - Piękna melodia. - Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego, dotykając opuszkami palców dotknęłam klawiszy, po czym zacisnęłam moje dłonie w piąstkę. - Długo ją komponowałeś? - Spojrzałam na niego.
   - Dziękuje - wyszeptał. - Nie, nie długo. Gdy ma się dla kogoś, kogo się kocha... lub kochało - westchnął.
   - Dla kogo ta piosenka? - Widziałam, jak cierpi, co bardzo mnie zasmuciłam. Nienawidziłam, jak ktoś kogo kocham cierpi. Bolało mnie to.
   - Dla Elisabeth - wyszeptał jeszcze ciszej, niż przedtem. Spuścił głowę, jakby coś przeskrobał.
   - Twoja matka, prawda? - Uśmiechnęłam się lekko do niego, by go jakoś rozweselić, lecz było to chyba niemożliwe.
   - Tak... - westchnął. - To okropne, że zapominam ją. Nie pamiętam już nawet jak wyglądała! Zanika w mojej pamięci... Boję się, że pewnego dnia całkowicie o niej zapomnę. Nie chcę tego... - Przytuliłam go.
   - Ja również zapominam mnóstwo szczegółów z mojego ludzkiego życia, lecz niepotrzebne są mi obrazy, by pamiętać wygląd mojej rodziny. Oni są we mnie, zawsze. Niech i twoja matka będzie w tobie, a na pewno o niej nie zapomnisz. Osoby które kochamy zawsze są z nami. - Pocałowałam go w głowę.
    Na jego ustach pojawił się mały uśmieszek, którego już dawno nie było widać. Martwiłam się o niego. Wiedziałam dobrze, co musi przeżywać. Sama nie dawno zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam już twarzy mojego ojca. Byłam zrozpaczona. On zginął rok po tym, jak wyszłam za mąż. Nie był za tym, bym żeniła się z Charles'em, lecz uległ matce. Zawsze był po mojej stronie; świetnie mi się z nim rozmawiało, był moją tak zwaną bratnią duszą. Rozumiał mnie, a ja jego. Pomagał mi, a ja mu. Jak byłam jeszcze małą dziewczynką, zabierał mnie na różne spacery i opowiadał różne niesamowite historie związane ze wszystkim, co nas otaczało. To było niezwykłe! Lecz gdy zmarł... Myślałam wtedy, że nie wytrzymam tego bólu. Na pogrzebie miałam ochotę rzucić się na trumnę i błagać, by zakopano mnie z nim. Były to najokropniejsze czasy w moim życiu. Nigdy tego nie zapomnę. I pomimo tego, że jego uśmiech, szczęścia i cała euforia na jego twarzy, która towarzyszyła mu prawie każdego dnia, zanika we mnie, to jest on wciąż częścią mnie.
   - To straszne stracić kogoś nam bliskiego. - Ze zamyśleń wyrwał mnie Edward. Mój wzrok, który był dotychczas utkwiony w klawiszach pianina, przeszedł na miedzianowłosego.
   - Tak, to prawda. Szczególnie gdy łączy nas z nim niezwykle silna więź. To zawsze boli, kiedy dowiadujemy się, że ktoś taki odszedł. Ja właśnie tak miałam z moim ojcem. Wciąż osądzałam się, że spędzałam z nim za mało czasu, chodź gdy tylko miałam okazję, siedziałam z nim i rozmawiałam o byle czym. Zawsze znajdowaliśmy temat do rozmowy - zaśmiałam się cicho. - Jednak to co dobre, kiedyś musi się skończyć.
   - Ja straciłem matkę, którą kochałem ponad wszystko inne, a ty ojca. Los jest okrutny, lecz rzadko kiedy wynagradza nam to, co straciliśmy.
   - Nam to wynagrodził. Spotkaliśmy Carlisle'a. - Uśmiechnęłam się do niego ciepło, by chodź na chwilę i on mógł się uśmiechnąć.
   - No tak. Ale i ty jesteś moim wynagrodzeniem. Straciłem matkę, leczy zyskałem drugą, która jest również wspaniała. - Przytulił mnie.
  - A ja zyskałam utraconego syna. Jest on uprzejmy, kochany, mądry i jedyny w swoim rodzaju. Dziękuje - wyszeptałam. Wstałam. - Carlisle zaraz wróci, a z nim Denalczycy.
  - Ech... - westchnął. - Już wiem, co Tanya, Kate i Irina planują - zaśmiał się. - Współczuje!
  - Co? - Poparzyłam na niego przestraszona, lecz on tylko się zaśmiał i przeszedł obok mnie.

Carlisle:

    Zmieniłem biały fartuch na czarną marynarkę, zabrałem swoja teczkę i wyszedłem ze szpitala. Po drodze każdemu odpowiadałem do widzenia, do zobaczenia i tym podobne. Każda kobieta, gdy tylko jej odpowiedziałem, rumieniła się i chichotała. Byłem już do tego przyzwyczajony, lecz nie było to dla mnie za miłe, szczególnie że odnalazłem wybrankę swojego serca, i nie potrzebne były mi zaloty innych pań.
    Wsiadłem do samochodu i wybrałem kurs w stronę mojego mieszkania. Nie mogłem już się doczekać, aż ponownie zobaczę twarz mojej anielicy. Wystarczy tylko jedna na noc, a ja już za nią tęsknie.
    Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem mały bukiecik czerwonych róż, które Esme uwielbiała. Uśmiechnąłem się sam do siebie, przypominając sobie jej słodki uśmiech.
    Minęło zaledwie dziesięć minut, a znalazłem się pod domem. Wyszedłem ze samochodu i pokierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Ledwo wszedłem do mieszkania, gdy ktoś zawiesił swoje ręce na mojej twarzy. Od razu się uśmiechnąłem.
    Objąłem moją ukochaną jedną ręką, a w drugiej trzymałem bukiet róż za sobą. Musnąłem jej wargi, a następnie spojrzałem w jej złote oczy; wczoraj byliśmy na polowaniu.
   - Dzień dobry, doktorze. - Moja ukochana uśmiechnęła się do mnie. Wyciągnąłem zza siebie bukiet. Przyjęła go, po czym złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. - Dziękuje, ale wiesz, że nie trzeba było.
   - Pięknym kobietom zawsze należą się piękne kwiaty - zaśmiałem się. - Jak ci minął dzień?
    Ściągnąłem marynarkę i zawiesiłem ją na wieszaku. Esme cały czas przyglądała mi. Objąłem ją w pasie i weszliśmy do naszej sypialni, gdzie usiedliśmy na sofie.
   - Dobrze. Spędziłam go z Edward'em, ponieważ innych gdzieś wywiało - zaśmiała się. - A właśnie! Edward poszedł się przejść. Powiedział, że ma coś ważnego do załatwienia... Nie potrafię tak jak on czytać w myślach, więc nie mam pojęcia o co mogło chodzić. - Wzruszyła ramionami. - A jak tobie minął? - Popatrzyła na mnie oczami, w których można było utonąć.
    - Tak jak zawsze. Dużo pracy. - Uśmiechnąłem się.
    - Zawsze masz mi tyle do opowiedzenia. Dlaczego dziś nie mogę się wsłuchać w to, co mówisz? - Spojrzała na mnie z wyrzutem. - Kocham to, jak cokolwiek mówisz, a gdy opowiadasz jest twojego słodkiego głosu jeszcze więcej.
    - Naprawdę? - zaśmiałem się. Kiwnęła głową. - Ech... - westchnąłem. - Mogę ci opowiedzieć pewną historię, o pięknej kobiecie z karmelowymi, długimi oczami, mlecznej skórze i niesamowitych złotych oczach w których można było utonąć. Miała ona pewną moc, która mogła każdego wystraszyć, lecz jeden idiota chciał być zawsze przy niej i nie bał się konsekwencji. Wystarczało mu to, że może z nią być. A była ona niezwykła, jedyna w swoim rodzaju. Potrafiła kochać każdego, przez co każdy ją kochał. Jej uroda olśniewała każdego, kto ją zobaczył i... - Esme przerwała mi pocałunkiem. Napierała na mnie, na co tylko się uśmiechnąłem. Uwielbiałem czuć ją całym ciałem.
    Usiadła na mnie i tylko zadziornie się uśmiechnęła, przy czym co chwila jej usta dotykały moich.
   - Zamiast wychwalać cały czas tą nieprawdziwą urodę tej kobiety, powinieneś opisać pięknego blond Anioła z dobrym sercem, który pomagał każdemu i nigdy nie zawahał się ani na chwilę pomóc komukolwiek, pomimo tego że było to niebezpieczne. A co najśmieszniejsze, przyjął do siebie jakąś dziewczynę i jakimś cudem ją pokochał. Czy to nie jest śmieszne? - Spojrzała na mnie z uśmiechem.
    Przechyliłem ją, przez co ona dotykała głową sofy, a ja byłem nad nią.
   - Nie, nie jest to śmieszne. A to nie była jakaś tam dziewczyna. - Pocałowałem ją, co ona odwzajemniła. - Kocham cię.
   - Ja ciebie też kocham - wyszeptała beztrosko i obdarzyła mnie kolejnym uśmiechem i pocałunkiem.

____________________

    Wow! Niesamowite że aż tyle udało mi się napisać! Ale uważam, że powinno być tego więcej, bo długo mnie tu nie było i chcę was jakoś przeprosić za to, lecz miałam w tym tygodniu mnóstwo nauki, co czeka mnie i w tym. ;( Kartkówka z biologi, matematyki i angielskiego... Ech....
    Liczę na wasze komentarze, które trzymają mnie na duchu i pozwalają odprężyć się od nauki i zapomnieć chodź na chwilę o szkole. Kocham was! <33

14 komentarzy:

  1. piękny rozdział,świetnie piszesz :**

    czekam,na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam, że udało ci się napisać aż tyle, jak miałaś tyle kartkówek. Ja to na swojego żadnych pomysłów nie miałąm.
    Podoba mi się. Dzięki opowiadań na blogu uwalniam się na chwile od debila z gg.
    Edzio usiadł do fortepianu i se poszedł... Nie dziwie mu się. Też bym nie chciała, żeby jakiś natręt mi wmawał, że go kocham. Czekam na kolejny rozdział ♥
    Pozdro ;pp

    OdpowiedzUsuń
  3. witam pana
    kurde, rozdział taki słodki, że myślałam, że puszcze tęczowego bełta. ale na szczęście nadal jestem nieobrzygana xd
    yep, mówiłaś, że będzie dużo eda i było! :D:D a byłam przekonana, że kłamiesz... ;> biedny edek, grał sobie dla mamy. to było niezłe, chciałabym posłuchać.

    T.D.H.

    PS; sorry, ze tak krótko, ale leci drake i josh i muszę obejrzeć!
    PS2; jak to możliwe, że ktoś kto nie umie odrobić zadania z matmy pisze takie słowa XD
    PS3; kłaniam się do kolan za betowanie xd
    PS4; widziałaś dzisiaj mam talent? ludzie wymiatają xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde,no!!
    Myślałam ze bende pierwsza,ale niestety ktoś znowu mnie wyprzedził:(
    Rozdział jest cuudny,na prawdę.Tyle w nim miłości i wg.
    Nie wiedziałam że Edek rozpacza po matce;O
    I zapomniałam zupełnie że w poprzedniej notce napisałaś o tym liście od Volturi,i teraz wydawało mi sie że tego wcale nie było!
    I prawda,dłuugo cie nie było(bez przesady że bardzo długo ale troche) zaczynałam sie strasznie nudzić i co godzine albo 2 zaglondałam na bloga.
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdzial super jak zwygle <3 :*
    super ze esme i carlisle mieli mila chwile tylko we dwoje
    PS: kiedy nn?
    PS2: kiedy wreszcie bedzie slub???

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały rozdział. Dziewczyno masz talent. A mi brak wenny. Czekam na nn. Zapraszam do sb http://my-blood-is-ur-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepiękny Rozdział , O mało się nie popłakałam przy Rozmowie z Edwardem :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny i podziwiam ja nawet jak mam jedną kartkówkę to nie potrafię nic sensownego napisać a ty?Świetnie piszesz.

    PS:Mam pytanko.Kiedy będą Volturi?
    PS2:Kiedy ślub?

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny rozdział. Taki... uczuciowy i emocjonujący. Zmusza do myślenia, bynajmniej mnie.
    Czekam ze zniecierpiwieniem na ciąg dalszy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale super! Najpierw taki wzruszający, a potem słodki i taki, no ... fajny :)
    Masz talent, kobitko xd

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze wiesz, że rozdział był piękny, ale podczas czytania natknęłam się na coś dziwnego: "o pięknej kobiecie z karmelowymi, długimi oczami". Wiem, że to tylko pomyłka przez przypadek, ale mnie to rozśmieszyło. Poza tym strasznie podobała mi się rozmowa Edwarda i Esme. Była taka wzruszająca! A potem te całe opowieści Carlisle i Esme. To było świetne. Z niecierpliwością czekam na kolejny i podziwiam to jak dużo włożyłaś w napisanie tego rozdziału. Jest chyba najdłuższy z wszystkich. :D Świetnie się go czytało!

    OdpowiedzUsuń
  12. Och! Cudowny rozdział! Taki wzruszający i w ogóle... ;) Ta pomyłka o której napisała Esther też mnie rozśmieszyła . xdd Jestem szczęśliwa, że w tym rozdziale było dużo Edwarda i nie mogę się doczekać Volturii :D Acha i jaki Esme ma dar?! :)Czekam na nn - powiadom mnie :D rosemare-collins-my-story.blogspot.com

    PS: Przepraszam, że komentarz dodałam dopiero dzisiaj, ale jakoś czasu nie było na czytanie opowiadań ;(....

    OdpowiedzUsuń
  13. Hey :D U mnie NN ^^ Zapraszam - Rose staje się wampirem. ;)
    http://rosemare-collins-my-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz i ten miły i ten nie, lecz na razie się takowy nie zdarzył i jestem dzięki temu bardzo szczęśliwa!
Proszę nie umieszczanie tutaj reklam swojego bloga, bo zostanie to natychmiastowo usunięte!
Pod waszymi komentarzami zostawiajcie linki do waszych blogów. Na pewno je odwiedzę. ;)